Co jest najlepszym afrodyzjakiem?
Nareszcie naukowcy na coś się przydali: postanowili zbadać, które afrodyzjaki naprawdę działają, a które nie. I podczas tych badań wyszły bardzo ciekawe rzeczy...
Okazało się, że jedynymi środkami wspomagającymi potencję, których działanie nie budzi żadnych wątpliwości, są żeń szeń i szafran. Wszystkie pozostałe, czyli mucha hiszpańska, róg nosorożca czy penis tygrysa w ogóle nie działają. No, pomijając autosugestię.
Fot. sxc.hu/akhafer
Naukowcy z University of Guelph w Kanadzie wykonali naprawdę tytaniczną pracę badając setki preparatów uchodzących za afrodyzjaki w różnych regionach świata. Oczywiście nie robili tego z pustej ciekawości: na świecie jest obecnie ogromne zapotrzebowanie na środki wspomagające potencję. Medycyna dysponuje oczywiście małą niebieską pigułką, a także innymi środkami, jednak wszystkie one mają dość przykre skutki uboczne, jak bóle głowy czy bóle mięśni, poza tym mogą reagować z innymi lekami i to w sposób niekoniecznie korzystny dla pacjenta. To dlatego uczeni postanowili przyjrzeć się bliżej substancjom pochodzenia naturalnego, które - jeśli podziałają - powinny być znacznie bezpieczniejsze w użytkowaniu.
Mieli tu pole do popisu, bo w końcu od niepamiętnych czasów ludzie we wszystkich kulturach próbują poprawić sobie potencję i wymyślili w tym celu tysiące preparatów. Naukowcy badali więc na przykład wpływ opium, które uchodzi w Chinach za środek wspomagający potencję, oczywiście w niewielkich dawkach. Dla tego celu sprasowuje się opium w kształt rybki, bo ryba jest chińskim symbolem męskich genitaliów. Niestety, opium ma to do siebie, że jest narkotykiem i uzależnia, dlatego ci, którzy decydują się na takie wspomaganie, zaczynają brać go więcej i więcej - a w zbyt dużych dawkach opium wyklucza jakąkolwiek potencję.
Badali także słynną johimbinę (korę z drzewa johimb), której od wieków używa się w Afryce, ale o którą nadal kłócą się naukowcy czy działa czy nie. Bo na pewno pobudza receptory odpowiedzialne za erekcję, jeśli jej brak ma podłoże psychologiczne. Ale w ogóle nie działa przy zaburzeniach organicznych!
A co z hiszpańską muchą? To wprawdzie nie mucha, ale sproszkowany afrykański chrząszcz, jednak jego sława jako wspomagacza jest bezdyskusyjna. Ciało tego owada zawiera silny alkaloid i dlatego używano go nie tylko do produkcji afrodyzjaków, ale i trucizn. Naukowcy dowiedli, że dawka terapeutyczna jest minimalnie tylko mniejsza od śmiertelnej - trudno więc z czystym sumieniem polecać ten środek. Poza tym, nawet jeśli się nie przedawkuje, trzeba się liczyć z wystąpieniem skutków ubocznych takich jak dezynteria czy zapalenie jąder...
Bardziej skuteczny jest bieluń i mająca podobny do niego skład chemiczny mandragora. Już w średniowieczu zmielone ziarna bielunia uwodziciele dodawali do jedzenia niechętnej kobiety, bo potęgują one potrzeby seksualne i likwidują hamulce moralne. Ale tu, tak jak i przy poprzednich preparatach, diabeł tkwi w szczegółach, a konkretnie w dawce. Bardzo łatwo przedawkować, a przedawkowanie może się skończyć śmiercią lub szaleństwem uwodzonego.
W ten sam sposób zbadano między innymi: suszone nietoperze, suszone pijawki, larwy szerszenia, skorpiony, jądra kozła i koguta oraz sproszkowaną wesz drzewną. I co? I nic!
Za w miarę przydatne w erotycznym pobudzaniu miłosnych uniesieniach uznano jedynie żeń szeń i szafran. Żeń szeń rzeczywiście nie tylko poprawia libido i mężczyzn, i kobiet, ale i pomaga w zaburzeniach erekcji. Podobnie działa szafran, jednak tu także trzeba być bardzo ostrożnym z dawkowaniem. Nadmiar może wywołać krwawienia z przewodu pokarmowego i dróg moczowych, a także wymioty.
Działają także... wino i czekolada, choć zdaniem naukowców raczej na zasadzie albo efektu placebo - albo po prostu dzięki temu, że oba preparaty poprawiają nastój dzięki fenyloetyloaminie, która podnosi poziom serotoniny i endorfin w mózgu. A nastrój w seksie jest przecież bardzo ważny...