Czy skok w bok może uleczyć związek?
Gdy między dwojgiem ludzi coś zaczyna się psuć, to czasami dochodzą do wniosku, że seks z innym partnerem uratowałby związek. Czy rzeczywiście?
Typowa para wpadająca na taki pomysł to - jak pisze znawca tematu Graham Masterton - to małżeństwo z przynajmniej kilkuletnim stażem, w którego życiu erotycznym nastąpiła stagnacja. Czyli mówiąc po ludzku - albo w ogóle nie uprawiają ze sobą seksu, albo robią to tak sztampowo i z obowiązku, że chyba lepiej, gdyby go nie uprawiali...
Czasami i ona, i on dochodzą do wniosku, że w tej sytuacji może pomóc "wzajemne przyzwolenie na miłosne randki z innymi partnerami", jak to ładnie nazywa Masterton. Czyli po prostu dziki i nieskrępowany seks. Pary, które zdecydowały się na to rozwiązanie i wprowadziły je w życie, twierdziły, że to tak naprawdę nie jest żadna zdrada, skoro partner wie o wszystkim. W dodatku efekty dodają pikanterii i skrzydeł związkowi. Jedna z czytelniczek pisze o tym Mastertonowi tak: " Kiedy wreszcie zdecydowaliśmy się na to, bo tego potrzebowało nasze małżeństwo, mój mąż stał się jakby innym człowiekiem. Od czasu, gdy przed laty pozwoliłam sobie na pierwszy przelotny romans, mój mąż zaczął mnie traktować zupełnie wyjątkowo i jest gotów dać mi wszystko. Stał się też o wiele lepszym kochankiem i teraz już takie skoki w bok nie są nam potrzebne... chyba tylko po to, aby on się znowu nie opuścił!"
Co ciekawe, Masterton, choć słynie z otwartości i liberalizmu w sprawach seksu, wcale nie popiera takiego rozwiązania dla ratowania związku i list zwolenniczki zdrad jest jego zdaniem, najlepszym tego dowodem.
"Ta czytelniczka była mężatką zaledwie od czterech lat" - zwraca uwagę Masterton - "a już oglądała się za innymi mężczyznami. Mamy kolejny dowód na to, że związki oparte wyłącznie na pociągu erotycznym, bez głębi emocjonalne, na ogół nie trwają zbyt długo."
Jego zdaniem fundamentem naprawdę satysfakcjonującego i trwałego związku jest absolutna uczciwość: rozmawianie ze sobą, wyjaśnianie sobie wszystkiego, udzielanie wskazówek i przede wszystkim mówienie sobie prawdy. To wszystko jest podstawą budowania więzi między dwojgiem ludzi, a w opisanym przypadku nic takiego po prostu nie miało miejsca. Masterton wyciąga wniosek, że pisząc "nasze małżeństwo tego potrzebowało" kobieta miała na myśli to, że czuła się zmęczona swoim mężem, a on nie robił nic, żeby poprawić ten związek i pewnie czuł się nieco winny z tego powodu, więc zgodził się na to, by jego żona romansowała z innymi. Może rzeczywiście jest to ekscytujące, przynajmniej na początku, ale - jak przestrzega specjalista od seksu - nigdy nie kończy się dobrze.
"Taka niewierność - z przyzwoleniem lub bez niego - jest zawsze destrukcyjna" - pisze bez ogródek Masterton. - "Zawsze kończy się zerwaniem i złamaniem serc, bo zawsze oznacza zdradzone zaufanie".