Dziewczyna znad jeziora
Zupełnie naga podeszła do Dawida i zaczęła go całować tak, że zapomniał o całym świecie.
Wybrał się na te wakacje, by zapomnieć o kobiecie, która zdecydowała, że za niego nie wyjdzie, dwa tygodnie przed ślubem. Byli parą od trzech lat, znali się od dwudziestu, jeszcze jako dzieci bawili się razem w na podwórku. A jednak Anna stwierdziła, że Dawid nie jest tym mężczyzną, z którym chce spędzić resztę życia. I odeszła.
Po ciężkiej pracy związanej z odwołaniem ślubu i wesela, co okazało się prawie równie męczące i pracochłonne jak organizowanie tego wszystkiego - Dawid miał wszystkiego dość i chciał odpocząć. Jego serdeczny przyjaciel miał letni dom w lesie nad jeziorem i zamierzał tam wyjechać na przynajmniej trzy tygodnie.
Miejsce wybrał doskonale: dom leżał o trzy kilometry od najbliższej wsi, w środku lasu, można tam było dojechać tylko terenowym wozem i tylko przy dobrej pogodzie. Nawet miejscowi rzadko zapuszczali się w tę stronę, bo nie było po co. Grzyby ani jagody tu nie rosły, a miłośnicy kąpieli i sportów wodnych mieli we wsi większe i bardziej malownicze jezioro z dużą, ładną plażą.
Przez pierwsze trzy dni Dawid tylko chłonął spokój tego miejsca. Z okazałej werandy domku rozciągał się rozległy widok na jezioro i otaczające je lasy. Nigdzie nie było widać prześwitu, łąki czy plaży, domu czy choćby dymu z komina. Otaczała go prawdziwa pustka i jedyną oznaką, że kiedykolwiek przebywali tu ludzie, był dom, w którym mieszkał.
Jednak czwartego dnia obudził go o świcie nieoczekiwany dźwięk: plusk wody i odgłos cichych, lekkich kroków na gładkich deskach pomostu, przy którym cumował łódkę. Nie sądził wprawdzie, żeby to byli złodzieje, bo co mogliby tu ukraść, a przede wszystkim jak stąd wywieźć, silnika przecież nie słyszał - ale mimo to ostrożnie wyjrzał na jezioro.
Spoza unoszących się nad woda mgieł wyłaniała się smukła sylwetka. Sądząc po kształtach - bardzo przyjemnych dla oka - była to dziewczyna. Miała długie, ciemne włosy, a jeśli napływające pasma mgły nie myliły Dawida - najprawdopodobniej była zupełnie naga... Zgrabna nieznajoma skoczyła do wody idealnym łukiem, by niespiesznie dopłynąć z powrotem do pomostu, wspiąć się na niego z pluskiem, który go obudził - i powtórzyć skok.
Dawid z zapartym tchem obserwował widowisko. Nieznajoma powtórzyła swój skok jeszcze kilka razy, a gdy słońce wzniosło się ponad korony drzew i woda jeziora wyłoniła się z porannego cienia, skoczyła i odpłynęła, tym razem nie wracając na pomost. Spojrzał na zegarek - szósta rano. No cóż, jutro się poświęci, wstanie wcześniej i przyjrzy się dokładnie tej tajemniczej nimfie, która nawiedzała jego samotnię.
O piątej był już na posterunku, schowany za trzcinami przy pomoście i gdy tylko usłyszał plusk wody, wyszedł na pomost.
- O, witaj - powiedział, całkiem nieźle udając zaskoczonego, na widok wyłaniajacej się z wody ślicznej dziewczęcej główki.
Wyglądało na to, że nieznajoma nie ma nic na sobie, ale nie wyglądała na speszoną.
- Witaj, Dawidzie - powiedziała łagodnym, miękkim głosem, który Dawidowi skojarzył się ze szmerek strumienia na wiosnę.
- Znasz mnie? - zdziwił się.
- Wszyscy we wsi wiedzą, kim jesteś - roześmiała się. - Chodź popływać!
I jak wydra zwinnie i szybko pomknęła na środek jeziora, gdzie zatrzymała się czekając na niego. Powoli dopłynął do niej, rozkoszując się każdym przepłyniętym metrem czując, jak w tę wodę, tak cudowną o poranku, spływa jego ból i rozpacz, jak cały ten ciężar opuszcza go i on sam staje się lekki, nieważki, radosny - dokładnie taki, jaki powinien być człowiek podczas wakacji. Ze śmiechem chlapnął wodą na swoją towarzyszkę, a ona uskoczyła przed bryzgami krystalicznie czystej wody, by zrewanżować się zimnym prysznicem, gdy tylko udało się jej uśpić jego czujność. Dokazywali w wodzie jak beztroskie dzieci, jednak Dawidowi daleko było do kondycji nieznajomej.
- Zmęczyłem się - powiedział po godzinie. - Od lat tyle nie pływałem.
- To płyńmy w stronę pomostu - zaproponowała jego nimfa.
Dawid wdrapał się na nagrzane porannym słońcem deski pomostu z prawdziwą przyjemnością. Dziewczyna jednak została w wodzie.
- Ty nie wychodzisz? - zapytał zdziwiony.
Patrzyła na niego ogromnymi niebieskozielonymi oczami. Wyrażały coś, czego nie rozumiał, ale co chciał zrozumieć... Poznać...
- Nie... Chyba że chcesz. Naprawdę chcesz - powiedziała powoli.
- Chcę - odpowiedział natychmiast patrząc jej w oczy.
Powoli wynurzyła się z wody spływającej z jej wspaniałego ciała lśniącymi strumieniami. Tak jak przypuszczał, była naga. Nie spiesząc się weszła na pomost, podeszła do Dawida i przywarła ustami do jego ust z takim żarem, że w ciągu sekundy zapomniał nie tylko o Annie i niedoszłym ślubie, ale i o całym świecie. Wprawne dłonie dziewczyny zsunęły z niego kąpielówki i oboje osunęli się na rozkosznie miękką trawę przy pomoście.
Jej dłonie krążyły po jego ciele wywołując spazmy rozkoszy, a w końcu zsunęła się w dół i obdarzyła go nieskończenie delikatnym i zmysłowym, trwającym według Dawida całe wieki, seksem oralnym. Zamknął oczy i zanurzył się w otchłani przyjemności, jaką sprawiały mu jej cudowne dłonie i magiczny, ruchliwy język. Czuł, jak jego penis rośnie pod wpływem jej dotyku, staje się coraz większy, twardszy, wrażliwy... za wrażliwy, aż nie do zniesienia wrażliwy....
- Proszę, chodź - wyszeptał bez tchu, przyciągając ją do siebie i łagodnie kładąc na trawie, a później podnosząc się, by w nią wejść. Spojrzała na niego swoimi nieodgadnionymi oczami i to było jak afrodyzjak: wdarł się w nią z siłą i pożądaniem, o jakie by siebie nigdy nie podejrzewał, szturmując jej sekretne zakamarki, sycąc się jej rozkosznym oddaniem. Czuł, jak pod jego uderzeniami narasta w niej rozkosz, jak jej sok wzbiera niepowstrzymaną kaskadą i spływa w dół. Zaczął uderzać coraz mocniej, coraz szybciej, coraz brutalniej, zatracił się w narastającej fali orgazmu - ale czuł, że ona jest z nim, że nadąża, że cudowna i straszna fala rozkoszy pochłania także i ją w tej samej chwili... Gdy krzyknął w ostatecznym spaźmie orgazmu, ona zawtórowała mu krzykiem i gdy przyciskał jej cudownie miękkie i drżące ciało do swojego wiedział, po raz pierwszy w życiu wiedział na pewno, dlaczego orgazm jest nazywany "małą śmiercią".
Chwilę leżeli w bezruchu wyczerpani rozkoszą, sycąc się leniwą obecnością swoich ciał. I to ona wstała pierwsza.
- Muszę iść - powiedziała, gładząc go delikatnie po policzku. I odwróciła się w stronę pomostu.
- Poczekaj, jeszcze chwilę - poprosił rozleniwiony. Ale ona już wskoczyła do wody i odpłynęła, a gdy dotarł na brzeg pomostu, nie widział nawet jej głowy nad powierzchnią wody. Znikła. jakby jej nigdy nie było.
- Powiedz mi chociaż, jak ci na imię! - zawołał z rozpaczą. Ale nie usłyszał odpowiedzi.