Jak piwo zamienia faceta w babę...
Naukowcy udowodnili, że spożywanie chmielu zawartego w piwie obniża u mężczyzn poziom testosteronu. Sprawdziliśmy to w praktyce.
Bolo zwany Lobem i Paweł zwany Focusem wpadli do mnie na popołudniowo-wieczorny maraton meczów piłkarskich. Lobo przyniósł ze sobą trzy czteropaki piwa, ja sam miałem podobny zestaw, ale Focus przyniósł flaszkę wódki.
- No co ty, Focus, nie pijemy wódki, bo nie po to umawiamy się na mecz, żebym musiał rano sprawdzać wynik w telegazecie – strofował go Lobo.
- Piwo to babski napój – przekonywał Focus.
- Jaki babski? Babskie jest wino – zdecydowanie zaprotestowałem. – Znacie żelazne zasady picia Zenona: wino można pić tylko na randce z kobietą, piwo w pubie albo podczas oglądania meczu, a wódkę na imprezach.
- Ale mówię wam, piwo czyni facetów mniej męskimi, w „Focusie” czytałem, zaraz wam pokażę – upierał się i zaczął gmerać w swojej torbie.
Po chwili zaczął nam czytać fragment artykułu:
- „Naukowcy dowiedli, że regularne spożywanie piwa może poważnie upośledzić męskie zdolności seksualne” – czytał Paweł. – „A to wszystko przez chmiel, podstawowy składnik piwa, który zawiera substancje biologicznie czynne – fitoestrogeny. Ich wpływ na organizm podobny jest do tego, jaki mają żeńskie hormony płciowe - estrogeny. Badania przeprowadzone w różnych krajach wykazały, że ich regularne spożywanie przez mężczyzn może powodować zaprzestanie wydzielania testosteronu, a to z kolei uderza w ich potencję. Poza tym męskie ciało zaczyna coraz bardziej nabierać cech kobiecych”.
- Ale bzdury, akurat baby, które piją dużo piwska, nie robią się od tego bardziej kobiece, a jest nawet raczej odwrotnie – zauważył Lobo.
- Ja tam proponuję sprawdzić to empirycznie, nawalimy się dzisiaj piwem i zobaczymy, czy któryś z nas zacznie tracić na męskości – zaproponowałem.
Kilkanaście piw później dalej czuliśmy się normalnie, więc udaliśmy się do pobliskiego sklepu typu Żabka po kolejny zapas „materiałów naukowych”. Po ich spożyciu pierwsze niepokojące objawy zauważyliśmy u Focusa po jego powrocie z toalety.
- Oj, mam już nieźle w czubie – przyznawał. – Już chyba nie jestem w stanie trafiać do kibelka.
- Nie wkurzaj mnie, bo każę ci sprzątać łazienkę! – zagroziłem mu.
- Spokojnie, spokojnie, na wszelki wypadek odlałem się na siedząco...
- Co??? – wrzasnęliśmy jednocześnie z Lobo. – Paweł, lałeś na siedząco? Jak...
- O ku..a! – zaklął Focus. – Jak baba...
Parę piw później Lobo zaczął być coraz bardziej wkurzający.
- No popatrzcie na tego gałgana – nawijał, wskazując na ekran. – Przecież on w ogóle nie umie grać. Ja nie wiem, jak trener może go wystawiać. Przecież już lepiej by Możdżenia wystawił. Możdżeń to przynajmniej się stara, biega, podaje, a ten co? Nic, paraduje sobie po boisku. Ja nie wiem. Na miejscu prezesa klubu kazałbym mu po meczu zwrócić kasę za bilet, bo przecież on w zasadzie po prostu stoi i sobie mecz ogląda. Za to ma mu ktoś płacić? Płacić za takie coś? On chyba więcej energii wkłada codziennie w układanie sobie włosów...
- Lobo, ku..a, zamknij się! – nie wytrzymał Paweł. – Gęba ci się nie zamyka jak...
- Yyyyy! – przeraziłem się.
- Jak babie! – krzyknęliśmy wszyscy naraz.
Parę piw później.
- Ale powiem wam, że ci z Pogoni to nawet nieźle grają – odezwałem się do kolegów.
- Zenon, ale to jest mecz Barcelony z Osasuną Pampeluna – zwrócił mi uwagę Lobo.
- Yyyyy... czy to znaczy? – strach zajrzał mi w oczy.
- Tak, Zenon! – potwierdził Focus. – Pod wpływem piwa przestałeś się znać na piłce zupełnie jak...
- Baba... – dokończyłem za niego.
Od tamtej pory ustaliliśmy limit, że żaden z nas nie może w trakcie meczu wypijać więcej niż czterech piw.