Kobieta w futerale
Poznałem Marię podczas jednego ze szkoleń. Zwróciła moją uwagę najpierw kompetencją - w swojej branży wiedziała chyba wszystko - a później nie tyle urodą, co jakąś intrygującą tajemnicą, którą w niej wyczuwałem.
Chciałem ją bliżej poznać, ale ona, choć nieodmiennie miła i uprzejma, nie dawała do siebie bliżej podejść. Na wieczornej imprezie kończącej szkolenie poprosiłem ją do tańca. Zgodziła się, tańczyła doskonale - przyznała, że najbardziej lubi tańczyć sambę - ale nawet najbardziej szalona samba nie wywołała u niej nic poza tym samym nieodmiennie uprzejmym uśmiechem. A tańczę naprawdę dobrze.
Zżerała mnie ciekawość: co się kryje pod tą lodową skorupą...? Jaka jest ta kobieta naprawdę? Jak otworzyć ten jej futerał?
Zagrali rumbę. Bojąc się, żeby nie porwała mnie moja słoniowych rozmiarów i takim też wdzięku koleżanka z działu, która kochała rumbę, pospiesznie poprosiłem Marię do tańca. Zgodziła się, choć po prawie niedostrzegalnej chwili zawahania. Wyszliśmy na parkiet, objąłem ją i już po pierwszych krokach poczułem jakby drgnienie życia w jej ciele. Ono zaczęło naprawdę tańczyć, to nie było mistrzostwo wyuczonych kroków...
Fot. sxc.hu
Przyciągnąłem ją do siebie. Jej biodra, poruszające się w upajającym rytmie, przylgnęły do moich bioder. Jej sutki ocierały się o moją klatkę piersiową, za każdym razem wywołując we mnie uczucie czegoś w rodzaju wyładowania elektrycznego. Tańczyliśmy poruszając się w jednym rytmie, jakbyśmy to ćwiczyli od lat, muzyka hipnotyzowała i przenosiła nas poza czas i przestrzeń...
- Mario... - szepnąłem prosto w jej szyję. Podniosła na mnie swoje ogromne oczy, płonące w tej chwili jak ognie wszystkich piekieł. Utonąłem w tych oczach. W tej chwili zrobiłbym wszystko, czego by tylko zapragnęła.
A ona to wiedziała. Delikatnie złapała mnie za rękę i nie spuszczając ze mnie wzroku pociągnęła mnie w stronę drzwi na taras. Wyszliśmy. Prowadziła mnie dalej, za załom ściany, w zakątek osłonięty kwitnącymi krzakami jaśminu, całkowicie niewidoczny z głównej sali. Tam oparła się tyłem o balustradę, przyciągnęła mnie do siebie i zaczęła całować tak, że natychmiast straciłem te resztki zdrowego rozsądku, jakimi jeszcze dysponowałem. Włożyłem rękę pod jej sukienkę: nad koronkowym wykończeniem pończoch nie było żadnej bielizny...! Sprawdziłem to bardzo dokładnie, badając zakamarki jej miękkich, sprężystych warg sromowych, pączka jeszcze uśpionej róży i delikatnego, wilgotnego wnętrza.
Tak, ale jeszcze nie wystarczająco wilgotnego. Nie przerywając delikatnych poszukiwań pod sukienką sięgnąłem do jej piersi i delikatnie pogładziłem opuszkami sutki. Jęknęła i zaczęła się wić pod moim dotykiem. Znów wpiła mi się w usta i nie czekałem, nie byłem już w stanie czekać dłużej. Szybko rozpiąłem spodnie i wyjąłem mój sprzęt w stanie pełnej gotowości. Jednym silnym pchnięciem zanurzyłem się w niej aż po jądra i rozkosz, jaka mnie ogarnęła, była wręcz niewiarygodna. Boże, jaka ona była słodka, jak rozkosznie miękka i słodka...!
Zacząłem poruszać się w niej najpierw powoli, by wyczuć, co lubi. Poddawała mi się z cichymi westchnieniami rozkoszy, wychodząc biodrami naprzeciw.
Ale to mnie nie zadowalało. Chciałem ją doprowadzić do szaleństwa, chciałem, żeby krzyczała, żeby wreszcie straciła nad sobą to cholerne opanowanie, żeby wreszcie wyszła z tej cholernej skorupy! Przyspieszyłem i przestałem być taki delikatny. Uderzałem i uderzałem w dzikim zapamiętaniu czując narastającą rozkosz przy każdym uderzeniu w ściankę jej pochwy. I to wreszcie przełamało tę jej obojętność.
- Tak, dobrze, mocniej, mocniej - szeptała półprzytomnie, zagryzając wargi, by nie krzyczeć.
Podłożyłem ręce pod jej pośladki i przyciągnąłem do siebie, jednocześnie wbijając się w nią z całej siły, tak mocno, jak tylko potrafiłem. Krzyknęła z nieoczekiwanej rozkoszy, a ja natychmiast wpiłem się w jej usta, by stłumić krzyk i by dostać ten najbardziej rozkoszny pocałunek na świecie. I uderzałem nadal coraz mocniej i mocniej, aż poczułem, jak ścianki jej pochwy zwierają się wokół mojego penisa zaciskając się na nim tak, że już nie mogłem powstrzymać orgazmu. Wystrzeliłem z pełną mocą i to sprawiło, że ona także zaczęła szczytować, a jej ciało drżało od przepływających fali rozkoszy...
Przez długą chwilę dochodziliśmy do siebie, przytuleni, a mnie było tak dobrze jak nigdy w życiu. W końcu jednak Maria delikatnie, ale stanowczo odsunęła mnie od siebie, poprawiła sukienkę i pocałowała mnie lekko w policzek. Znów zobaczyłem kobietę w futerale.
- Kochanie, byłeś boski - powiedziała z tym samym nieodgadnionym, miłym uśmiechem, który doprowadzał mnie do szaleństwa. I poszła.