Mężczyzna z plaży
Sobotni samotny wieczór. Ludzie dookoła się bawią - w końcu jesteśmy nad morzem! A mnie czeka samotne siedzenie na plaży do zachodu słońca, a potem w hotelu...
Każdego kiedyś dopada zmęczenie, zdarzyło się to i mnie. Miła pani doktor z naszej firmy nakazał mi wzięcie przynajmniej weekendu wolnego i wyjazd gdzieś, gdzie będę mogła odpocząć. - Najlepiej nad morze, morskie powietrze dobrze pani zrobi - zachęcała mnie. - I proszę dużo spacerować, oddychać świeżym powietrzem.
No to w piątek wyszłam z pracy o 16, od lat tak wcześnie nie wychodziłam, wsiadłam w pociąg i wyruszyłam w podróż nad Bałtyk. Nie miałam dużo bagażu - niezbędny był strój kąpielowy, no i oczywiście dwie butelki Chianti. No bo coś przecież samotna kobieta musi robić wieczorami...
Fot. sxc.hu
Rozpakowanie nie zajęło mi dużo czasu i zgodnie z obietnicą daną lekarce poszłam nad morze. I od razu go zauważyłam. Smukła, wyprostowana sylwetka odcinała się od błękitnego nieba przy zejściu na plażę. Miał fantastyczny profil: wyrazisty, prawie sępi, profil mężczyzny silnego, zdecydowanego i takiego, który wie, czego chce. Mężczyzny, który nigdy mi się nie trafił. Oczywiście musiałam takiego zobaczyć zaraz po przyjeździe! W dodatku, skoro stał przy tych schodach na plażę, to prawie na pewno mieszkał w moim hotelu - w tej okolicy wszystkie hotele miały własne zejścia.
- Przepraszam - powiedziałam, bo najwidoczniej zamyślony, stał tak, że tarasował przejście.
Drgnął i spojrzał na mnie niezbyt przytomnym wzrokiem.
- Ależ proszę - powiedział, odsuwając się. Miał przyjemny, niski, aksamitny głos.
Zeszłam na dół, zdjęłam buty i już przy pierwszych krokach po wodzie zapomniałam o wszystkich mężczyznach świata. Szybko zdjęłam ubranie, pod którym miałam kostium i zanurzyłam się w rozkosznie orzeźwiającej, zimnej, wodzie Bałtyku. Tak, tego mi było trzeba! Z każdym ruchem ramion oddalałam się bardziej od brzegu rozkoszując się własną nieważkością. Jednak po pół godzinie niechętnie zdałam sobie sprawę z tego, że nie pływałam od pół roku, więc lepiej nie przeginać pierwszego wieczoru - i zawróciłam w stronę brzegu.
- Fantastycznie pani pływa - usłyszałam znajomy głos. A, mój mężczyzna z plaży. - Większość osób uznałaby, że woda jest stanowczo za zimna zwłaszcza o zachodzie słońca.
- Dziękuję - wysapałam. Brak kondycji zrobił swoje. - Nie jest zimna, jest cudownie rześka. Mam wrażenie, że zmyłam cały stres związany z pracą i życiem w mieście...
Zaśmiał się.
- To jest pomysł.... Może właśnie od tego powinno się zaczynać weekend nad morzem? - szybkim ruchem ściągnął koszulkę, pokazując cudownie umięśnione ciało i skoczył do wody.
Patrzyłam, jak pływa, na jego wspaniale harmonijne ruchy ramion, ręce wynurzające się rytmicznie w blasku zachodzącego słońca i nawet nie zauważyłam, jak minęła godzina na plaży. W końcu wyszedł z wody.
- Nie jest pani zimno? - zapytał.
Potrząsnęłam głową.
- To posiedźmy tu jeszcze - zaproponował. - Jest tak przyjemnie.
Posiedzieliśmy jeszcze jednak najwyżej z pół godziny, bo po zachodzie zerwał się zimny, nieprzyjemny wiatr, który sprawił, że zaczęłam drżeć z zimna.
- Przyprawię panią o przeziębienie - zauważył mój nowy znajomy. Na nim wiatr nie robił najmniejszego wrażenia. - Chodźmy. Zapraszam panią na grzane wino na rozgrzewkę.
Nawet nie zaprotestowałam! Poszłam z nieznajomym facetem do knajpy na wino - no, niezupełnie nieznajomym. Przedstawił się, miał na imię Adam.
Siedzieliśmy i gadaliśmy o wszystkim i o niczym, dopóki nie zaczęłam nieopanowanie ziewać. W końcu dziś pracowałam od 6 rano, a była już północ...
- Przepraszam cię - powiedziałam. - Ale to chyba była za duża dawka tlenu jak na pierwszy raz. Czas spać...
Wstał przepraszając, że tego nie zauważył.
- Ale tak mi się z tobą fantastycznie rozmawiało - dodał. - Pozwól, że cię przynajmniej odprowadzę..
Okazało się, że rzeczywiście mieszkamy w tym samym hotelu, i to nawet na tym samym piętrze.
- Jak to miło - zaśmiałam się. - Nie będziesz miał daleko...
Ale nie wiadomo dlaczego to banalne stwierdzenie zabrzmiało trochę dwuznacznie. Atmosfera nagle zrobiła się ciężka, a my oboje staliśmy bez słowa pod moimi drzwiami. W drżących rękach ściskałam klucz.
Nagle Adam wziął mnie za rękę i poprowadził dalej, do swojego pokoju. Bez słowa otworzył drzwi, wpuścił mnie do środka, i bez słowa objął mnie opierając o ścianę i całując tak, że zakręciło mi się w głowie. Nie wiem, czy to było to wino, czy zmęczenie, ale wszystko to przyjmowałam jako coś najzupełniej naturalnego. Zaczęłam gorączkowo rozpinać guziki swojej bluzki, rozwiązywać pareo, a po drodze napotykałam równie gorączkowe i niezręczne palce Adama. W końcu staliśmy oboje nadzy, a on wodził wzrokiem po moim ciele.
- Już na plaży zauważyłem, jaka jesteś piękna - szepnął. - Ale nago wyglądasz sto razy lepiej...
Roztopiłam się w jego szeptach i pocałunkach, urzeczona łagodnością jego pieszczot. A gdy wszedł we mnie na stojąco przylgnęłam do niego z całej siły biodrami, by zanurzał się we mnie najgłębiej jak to tylko możliwe.
Kochał mnie coraz szybciej i szybciej wpijając się w moje usta, a ja owinęłam się wokół jego bioder, by czuć go w sobie jak najgłębiej. Nagle przerwał i rzucił mnie na łóżku,. by wejść we mnie ze zdwojoną siłą. Krzyknęłam i ten krzyk jakby pobudził jego rozkosz: zaczął się poruszać we mnie coraz mocniej i szybciej, czułam każde jego uderzenie i kiedy już nie wytrzymałam, krzycząc z rozkoszy - poczułam, że on doszedł razem ze mną...
- Jesteś tak słodka, tak rozkosznie słodka - szeptał, obsypując mnie pocałunkami. - Całe życie marzyłem o takiej kobiecie jak ty. Boję się, że jesteś snem, który zniknie...
Zaśmiałam się, szczęśliwa i zmęczona.
- Jeśli nie masz u siebie czerwonego wina, to jednak zniknę - powiedziałam. - Ale tylko na chwilę. Żeby przynieść butelkę z mojego pokoju...