Miłość na piasku
Kto by pomyślał, że z powodu awarii samochodu przeżyję największą przygodę swojego życia? Erotyczną, oczywiście.
Pobyt nad morzem jest fajną sprawą, ale zatłoczone plaże nad Bałtykiem mogą doprowadzić do szaleństwa. Rozmawialiśmy o tym siedząc we czwórkę w nadmorskiej kafejce wyjątkowo mniej zatłoczonej niż inne, bo koszmarnie drogiej.
- Te dzikie tłumy są naprawdę nie do zniesienia - mówił zdegustowany Paweł. - Ani wejść do wody, ani wyjść, żeby nie musieć się przepychać przez tłumy wrzeszczących dzieciaków.
- I te kolejki wszędzie - dorzucił Krzysztof. - A miejsce na plaży trzeba rezerwować, bo inaczej nie ma gdzie rozłożyć leżaka...
Fot.sxc.hu
Wszystko to zgadzało się z prawdą - ale co robić? Wszystkie kurorty nad Bałtykiem tak wyglądają w lipcu, więc albo jedziesz gdzie indziej, albo cierpisz. Przynajmniej ja byłam tego zdania, ale ja byłam też jedyną osobą, któej dzikie tłumy nie przeszkadzały.
I wtedy właśnie Magda wpadła na wspaniały pomysł.
- Przecież ja znam tu niedaleko dziką plażę!- wykrzyknęła. - Nikt tam nie chodzi, bo można tam dojść tylko brzegiem morza, ale to będzie z 10 kilometrów i temu kurortowemu towarzystwu nie bardzo się chce, zwłaszcza że po drodze nie ma ani barów, ani ośrodków, nic. Tylko plaża.
- No a jak my się tam dostaniemy? - zapytał sceptycznie Krzysztof. - Nie jestem kurortowym towarzystwem, ale mnie się też nie chce iść tych kilometrów po to, żeby się wykąpać...
- Podjedziemy samochodem do parkingu na wydmach, wiem gdzie, a stamtąd jest najwyżej kilometr - odpowiedziała Magda. - Nawet mniej, bo z tego parkingu widać już morze.
Oczywiście przekonała nas. Dlatego następnego dnia rano objuczeni plażowymi matami, leżakami, olejkami do opalania i mnóstwem jedzenia wyruszyliśmy na poszukiwanie dzikiej plaży. Znaleźliśmy ją rzeczywiście łatwo i rzeczywiście zaczynała się kilkaset metrów za parkingiem, na którym nasz samochód był jedynym stojącym autem.
- To co, zabieramy graty i idziemy? - zapytał niecierpliwie Krzysztof, bo Paweł z Magdą marudzili przy samochodzie.
- Idźcie, my z Magdą jeszcze zajrzymy pod maskę, bo coś, cholera, stuknęło, jak jechaliśmy tą namiastką drogi - machnął ręką Paweł.
Wzięliśmy więc bagaże i poszliśmy założyć obozowisko. Ustaliliśmy, że skoro mamy parasole, napoje, jedzenie i wygodne maty plażowe, to przez cały dzień żadna siła nie ruszy nas z tej plaży - jeśli rzeczywiście okaże się taka, jak obiecywała Magda.
Ale Magda ani trochę nie przesadzała. Gdy weszliśmy na szczyt wydmy wąziutką ścieżynką, w obie strony rozciągał się bezmierny przestwór morza i piasku - i ani na jednym, ani na drugim nie było widać śladu człowieka! Zachwyciłam się tą bezludną przestrzenią i popędziłam do wody. Krzysztof był tylko o kilka sekund wolniej niż ja.
Pływaliśmy do zupełnego zmęczenia, aż wreszcie zwróciłam mu uwagę, że siedzimy w wodzie jakieś pół godziny, a Pawła i Magdy nie ma.
- Może to coś poważniejszego z tym samochodem i powinniśmy im pomóc? - zaniepokoiłam się.
- Dobrze, to chodźmy sprawdzić - zgodził się i ruszyliśmy na parking.
Przy samochodzie ani Magdy, ani Pawła nie było widać i naprawdę się wystraszyłam, czy się coś nie stało. Podeszliśmy bliżej i już chciałam zawołać, ale Krzysztof przyciągnął mnie do siebie i położył mi palec na ustach.
- Ciiii... - szepnął, a w jego oczach zobaczyłam iskierki wesołości.
Samochód Pawła kołysał się rytmicznie, a żebyśmy nie mieli wątpliwości, od czasu do czasu dochodziły nas krzyki Magdy świadczące bez żadnych wątpliwości o narastającej rozkoszy mojej przyjaciółki.
Poczułam się nieswojo, chociaż przecież nie mogłam wiedzieć, że oni z Pawłem wymyślą taki pretekst, żeby się kochać... Nagle bardzo wyraźnie poczułam, że Krzysztof nadal mnie obejmuje, że jego ręce są silne w jakiś taki rozkoszny sposób, a jego skóra oszałamiająco pachnie, i...
Przełknęłam ślinę, nagle zrobiło mi się sucho w gardle, a on podniósł moją twarz ku górze i łagodnie pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przylgnęłam do niego mocno oddając mu pocałunek. Już ten pierwszy kontakt z jego ciałem rozpalił mnie do białości: smakował morską solą, nieznaną mi słodyczą, a usta miał tak delikatne, miękkie i soczyste, że chciałam je smakować bez końca... Zwłaszcza gdy on tak cudownie pieścił rękami moje nagie plecy...
Nawet nie zauważyłam, że znaleźliśmy się z powrotem na plaży. Krzysztof delikatnie położył mnie na plażowej macie i zaczął rozplątywać sznureczki mojego kostiumu kapielowego. Wszystko to robił powoli, nie spiesząc się, z długimi przerwami na pieszczoty mojego ciała. Jego ręce były cudowne prawie tak jak usta: wystarczyła chwila, żebym znalazła się na skraju orgazmu, a moje biodra tańczyły w rytmie narzucanym przez jego silne, namiętne dłonie...
Krzysztof przysunął się bliżej i przywarłam do niego z całej siły, ocierając się biodrami o jego męskość. To oczywiście wywołało erekcję, a ja widząc ją nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zagłębić ręki w jego kąpielówkach i nie wydobyć jego penisa na zewnątrz. Wystarczył tylko jeden ruch bioder Krzysztofa, żeby się ich pozbyć i teraz już oboje leżeliśmy nadzy i splątani na macie.
Zaczęłam go pieścić, a on położył ręce na moich piersiach. Jego palce zaczęły gładzić sterczące sutki tak, że aż westchnęłam z rozkoszy. Krzysztof zaczął je pieścić ustami lekko podgryzając, ssąc i badając ich stan językiem. Tego było już dla mnie za wiele i przyciągnęłam go mocniej do siebie unosząc biodra tak, żeby wziął mnie jednym pchnięciem. I to właśnie zrobił - i to tak, że o mało nie zasłabłam z rozkoszy...
- Jesteś taka miękka, słodka i wilgotna - szepnął, poruszając się we mnie powoli, zupełnie jakby badał obcy teren, ale jakby to badanie dostarczało mu wielu rozkosznych wrażeń i nie chciał go przerywać zbyt szybko. Wychodziłam mu biodrami naprzeciw, chcąc wchłonąć go jak najgłębiej, jak najmocniej i zatrzymać jak najdłużej.
Kochaliśmy się rozkosznie powoli, badając swoje ciała, ich reakcje, traktując wiatr wiejący od morza, przesypujący się piasek i krople wody, które spadały nas od czasu do czasu jako nieodzowną część tej miłości na piasku. Jego ciało smakowało morzem - moje ciało smakowało morzem - ta miłość miała rozkoszny smak morskiej soli i słodyczy oddania.
Nagle Krzysztof przyspieszył i poczułam, że już za chwilę będzie szczytował. MOje biodra wpadły w opętany trans podsycający jeszczejego namiętność - a ona uderzał coraz mocniej i mocniej, czułam się, jakby mnie rozpoławiał...
Nagle wybuchnął we mnie z krzykiem i opadł na mnie cały rozkosznym ciężarem ciała. Poczułam jeszcze jeden smak tej miłości: słony smak jego potu. Był rozkoszny.
Leżeliśmy chwilę w leniwej błogości, ale w końcu pomyślałam, że może jednak czas by się podnieść, bo w końcu Magda i Paweł kiedyś do nas tu dotrą.
- Może byśmy się ubrali? - zapytałam Krzysztofa.
Krzysztof odwrócił się na plecy i spojrzał na mnie szelmowsko.
- Oczywiście - powiedział. - Ale po następnym razie...
I porwał mnie na ręce, żeby po chwili wrzucić wprost do wody...
Podobne opowiadania: