Mój erotyczny mechanik
Spojrzał mi prosto w oczy takim nieodgadnionym wzrokiem. A potem nagle szarpnął za moją bluzkę tak, że zerwane guziki rozsypały się po podłodze...
Silnik samochodu zawarczał i zgasł. Kilkakrotne próby uruchomienia nie dawały rezultatów, więc zrezygnowana wyciągnęłam mapę i sprawdziłam, ile mam do najbliższej miejscowości. Zapadał zmierzch, ale z mapy wynikało, że od wsi Konarzewo dzieli mnie niespełna kilometr, w dodatku jest tam warsztat samochodowy. Ruszyłam w drogę.
Mapa nie kłamała. Wieś była, warsztat też, nawet się w nim jeszcze świeciło - widocznie jakaś późna robota przy ciągniku czy coś... No bo co jeszcze można naprawiać w tak małej mieścinie? Zza otwartych drzwi dobiegało ciche pogwizdywanie.
- Dobry wieczór! - zapukałam lekko we framugę. Pogwizdywanie ucichło i w drzwiach stanął najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. Brunet z ogromnymi brązowymi oczami i najpiękniejszym uśmiechem na świecie. Błysk białych zębów dosłownie mnie oślepił.
Fot. sxc.hu
- Słucham panią? - zapytał. I głos też miał piękny: głęboki, miękki, z piękną modulacją. Facet marzenie!
- Siadł mi samochód jakiś kilometr stąd, na drodze z Orzyszkowa - wyjaśniłam. - Czy jest szansa, żeby mi pan go przyholował i naprawił?
- Nie ma problemu - zapewnił. - Dziś i tak siedzę dłużej, bo mam robotę z porsche, więc wyskoczę na chwilę i za pięć minut będzie miała pani tu auto.
Pokiwałam głową niezdolna wykrztusić słowa. Porsche! A ja posądzałam go o dłubaninę przy ciągnikach...
- Proszę sobie usiąść, dać mi kluczyki, za kwadrans będę z powrotem - mówił dalej mój mechanik. - Mamy w biurze wygodne fotele, jest też automat do kawy. Zapraszam.
Poszedł pierwszy i przytrzymał mi drzwi, jak prawdziwy dżentelmen. Tylko że były trochę wąskie i wchodząc musiałam się o niego otrzeć, a przy okazji spojrzeć w te jego niewiarygodne oczy. Oj, to nie był dobry pomysł...! Poczułam się jak porażona prądem, ale trafiło chyba nie tylko mnie, bo w jego oczach zobaczyłam narastające oszołomienie. I chyba coś jeszcze...
Prawie wyszarpnął mi kluczyki z ręki i pojechał. Nawet nie zapytał o markę wozu, ale z drugiej strony ile samochodów może stać na poboczu kilometr przed Konarzewem...?
Rzeczywiście po kwadransie był z powrotem, razem z moim autem. Nawet nie zdążyłam dopić kawy.
- Proszę jeszcze chwilkę posiedzieć, zobaczę, co się stało - zawołał z warsztatu. - Zaraz do pani przyjdę.
No to siedziałam, od niechcenia rozglądając się po pomieszczeniu. Niewiele było do oglądania: biurko, szafa na dokumenty, dwa fotele, rzeczywiście wygodne, a między nimi sofa. Żadnych zdjęć, żadnych ozdób, jedynie na ścianie dyplom ukończenia politechniki. Wydział mechaniczny. Jego czy szefa?
- Czy mogę panią tu na chwilę prosić? - zawołał z warsztatu.
Podeszłam do swojego samochodu, a on wdał się w fachowe rozważania na temat tego, co stało się z moim silnikiem. Zrozumiałam z tego tyle, że to nie jest nic bardzo poważnego, ale coś trzeba wymienić i ta wymiana trochę potrwa.
- Mój pracownik już się tym zajmie, on się w tym specjalizuje, tyle że dopiero za jakąś godzinę będzie w warsztacie, bo musi tu dojechać i jeszcze po drodze zabrać część z magazynu - tłumaczył.
No cóż, dobrze, że to tylko godzina...
- Czy będę panu bardzo przeszkadzała, jeśli sobie posiedzę w biurze? - zapytałam. - Chyba że jest tu jakiś hotel, to wtedy tam bym przenocowała, żeby pracownik nie musiał specjalnie przyjeżdżać.
- Ależ nie, proszę zostać - zaprotestował uprzejmie. - Hotelu tu zresztą nie ma, tylko bar, ale też już zamknięty. Ludzie tu wcześnie chodzą spać... Proszę się rozgościć, może coś pani podać...?
I znów zaprosił mnie gestem do biura - i znów wchodząc znalazłam się od niego w odległości dosłownie centymetra. Ale tym razem nie weszłam dalej. Stanęliśmy jak przykuci do podłogi patrząc sobie w oczy i oddychając coraz szybciej i szybciej. Utonęłam w tych jego oczach...
A on spojrzał na mnie takim nieodgadnionym wzrokiem i pochylił się do moich ust. Oddałam mu ten pocałunek najmocniej i najbardziej namiętnie jak potrafiłam i czułam, jak jego wargi roztapiają się w ogniu rozkoszy, jak zagarniają moje usta coraz bardziej żarłocznie, chciwie, namiętnie... Zamknęłam oczy poddając się rozkoszy jego dotyku, czułam, jak jego ręce pieszczą moje plecy schodząc aż do pośladków i wygięłam się zmysłowo pod tą pieszczotą, przywierając do niego biodrami i lekkimi okrężnymi ruchami sprawdzając, czy jest gotowy i na ile...
Był. Nagle szarpnął za moją bluzkę tak, że zerwane guziki rozsypały się po podłodze, a później w taki sam sposób zerwał ze mnie stanik, zanurzając chciwie twarz w moich piersiach. Jego język zaczął krążyć wokół sutków tak, że o mało nie zemdlałam z rozkoszy. Nogi ugięły się pode mną i nawet gdybym chciała, już nie miałabym sił protestować.
Ale nie chciałam. Rozpięłam zamek spódnicy i pozwoliłam jej się zsunąć na dół, a on już bez mojej pomocy zerwał ze mnie stringi i klęknął przede mną fundując mi najlepszy seks oralny w moim życiu. Jego język docierał wszędzie, a mną zaczęły wstrząsać fale nieustannych orgazmów...
Gdy poczułam, że już nie będę dłużej w stanie ustać na nogach, łagodnie podniosłam go w górę i zerwałam z niego spodnie. I aż mnie zatkało, jak zobaczyłam, co on za chwilę we mnie włoży! Ogromna, prosta kolumna, połyskująca czerwienią na czubku - nigdy w życiu nie widziałam dotąd czegoś tak pięknego i wielkiego... Ale aż do bólu chciałam poczuć tego drągala w sobie, poczuć to jego pulsowanie i te boskie uderzenia, które zaprowadzą mnie do siódmego nieba...
Pociągnęłam go do sofy, ale on schwycił mnie za ręce i przycisnął do ściany, a później jednym potężnym pchnięciem, lekko uginając nogi wszedł we mnie tak, że zakrzyczałam z rozkoszy. Przywarłam do niego z całej siły, by wchodził we mnie jak najgłębiej, a on dosłownie uniósł mnie w górę na swoim potężnym instrumencie i uderzał tak, że traciłam zmysły z rozkoszy. Czułam go wszędzie, od potężnych pchnięć moja głowa uderzała o ścianę, ale w ogóle tego nie zauważałam - nic nie czułam poza wszechogarniającą rozkoszą i modliłam się, żeby się nigdy nie skończyła...
Poczułam jak jego uderzenia stają się coraz szybsze i mocniejsze, wiedziałam, że niedługo będzie szczytował i opasałam nogami jego biodra, by poczuć to jeszcze mocniej... Ale on nagle zmienił zdanie i wyszedł ze mnie, zduszając w zarodku mój protest dzikim pocałunkiem, który rozgniótł mi usta aż do bólu. A potem brutalnie odwrócił mnie tyłem i znów wszedł we mnie z całej siły. Znów krzyknęłam z rozkoszy, ale tym razem ten krzyk się nie skończył, tylko trwał i narastał w miarę jak on uderzał coraz szybciej i szybciej, mocniej i mocniej, aż poczułam, jak wytrysnął we mnie z całej siły w ostatnim paroksyzmie rozkoszy...
Zawtórował mi krzykiem, uderzył jeszcze kilka razy i oboje osunęliśmy się bez tchu na podłogę. Chwilę siedzieliśmy bez ruchu, ale dosłownie po kilku minutach coś sprężystego i twardniejącego zaczęło rosnąć tuż przy moim udzie...
- Czy ty nigdy nie masz dość? - zapytałam przekornie.
- Nigdy - zapewnił, całując mnie znów z taką samą żarliwością. - Nie z taką kobietą jak ty.