Mokre rozkosze
Czekali na mnie w pianie. On i…
Marcin przyszedł za wcześnie. Jeszcze siedziałam w wannie, kiedy Asia, moja współlokatorka, zastukała do drzwi łazienki. – Hej, co ty tam jeszcze robisz? – zasyczała konspiracyjnie. – Twój wytęskniony już jest, a ja muszę wyjść. Co mam z nim zrobić? – Nakarmić i napoić – odsyczałam lekko spanikowana. – Powiedz mu, że będę gotowa za dziesięć minut.
Fot. sxc.hu/ theswedish
Za drzwiami zaległa cisza. I trwała. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi, gdy Asia wychodziła. Potem znowu nic. Wcale mi to nie przeszkadzało. Nie spieszyłam się. Leżałam sobie zanurzona po brodę w pianie i delektowałam się sytuacją. Za tymi drzwiami – myślałam – jest facet, na którego napalam się od paru tygodni. Wreszcie go mam, tylko dla siebie. Jesteśmy sami w mieszkaniu, mamy czas…Czułam się tak bosko, że o mało nie przysnęłam z tej rozkoszy. Obudził mnie dzwonek telefonu.
– Telefon dzwoni – odezwał się Marcin spod drzwi łazienki. – Już odbieram – krzyknęłam. Wyskoczyłam z wanny, w przelocie zarzuciłam na siebie szlafrok i wybiegłam z łazienki. Kiedy odbierałam telefon, zauważyłam łakome spojrzenie Marcina, którym obrzucił moje uda wysuwające się spod szlafroka.
"Dobrze jest" – zdążyłam pomyśleć – "chłopak główkuje we właściwym kierunku".
- Halo – odezwałam się do słuchawki. I zaraz mój dobry nastrój gdzieś się ulotnił. Mama! To oznaczało, że najbliższe pół godziny spędzę pod mokrym szlafrokiem, blisko, ale jednak daleko od faceta, z którym się umówiłam. I wprawdzie nic nie będę musiała mówić, tylko słuchać, ale czujnie, żeby we właściwym momencie rzucić do słuchawki rozsądne „uhm”. Na początku Marcin uśmiechał się, patrząc, jak rozmawiam. Zwłaszcza moje uda przyciągały jego uwagę… Odsłoniłam je, na ile się dyskretnie dało, żeby facet miał jednak jakąś frajdę w tych niekoniecznie miłych okolicznościach. I przez parę minut wyraźnie miał. Ale w końcu się znudził, wyszedł z pokoju i gdzieś mi zniknął. Mama się wyłączyła, a ja byłam na skraju załamania nerwowego.
- Marcin? – zapytałam kontrolnie. Cisza. Straszliwe podejrzenie zmroziło mi serce. Nie wytrzymał i poszedł sobie – pomyślałam. – Dzięki, mamusiu – wymamrotałam i powlokłam się znowu do łazienki. Był tam.
Siedział w wannie, oblepiony pianą, z miną świadczącą o tym, że nie jest mu najgorzej. I – o ile mogłam się zorientować – goły. – Nie chciałem przeszkadzać – uśmiechnął się - ale nie mogłem sobie nigdzie znaleźć miejsca, więc w końcu pomyślałem, że na coś się przydam i zakończę za ciebie tę robotę – dmuchnął we mnie obłoczkiem piany. – Dobrze pomyślałeś – zgodziłam się. Cała złość przeszła mi na jego widok. Znów wszystko było dobrze, tak jak powinno. Zsunęłam z siebie szlafrok i weszłam do wanny. Marcin popatrzył na mnie
i znowu miał ten wilczy głód w oczach. Zanurzyłam się w pianę, nasze nogi splątały się ze sobą. Poczułam, jak jego ręce wślizgują się pod wodą między moje uda, delikatnie gładzą ich wewnętrzną stronę. Zamknęłam oczy
i poddałam się tej pieszczocie. Ale moje dłonie też nie próżnowały. Jego uda były mocno umięśnione i owłosione. A nieco dalej, w głębinie wanny, czaił się… prawdziwy potwór. Kiedy go dotknęłam, prawie się przestraszyłam. Jednak nie cofnęłam ręki. Przeciwnie, mocno go objęłam i obłaskawiłam. A on jeszcze bardziej wyprężył się z zadowolenia. Był mój!
Bawiłam się z nim, dłońmi i stopami, a potwór i jego pan pławili się w coraz większej rozkoszy. W pewnym momencie Marcin otworzył maślane oczy.
– Chodź do mnie – szepnął. Nie dałam się prosić – poszłam, a właściwie to raczej rzuciłam się na niego, aż pół wody z wanny znalazło się na ścianie. Całowaliśmy się jak szaleni, nasze ciała przylgnęły do siebie i podwodna bestia znalazła dla siebie najlepsze miejsce. Szalała we mnie tak, że aż drugie pół wody wylądowało na podłodze. Byłam tak szczęśliwa, że nawet w pewnym momencie pomyślałam, jak to jednak dobrze, że mama czasem zadzwoni...