Później zbierałam kryształy
Zbierałam pióra. Fioletowe, kreszowe pióra totalitarnych zakazów.
Później zdobiłam swoją twarz rumieńcem niepoczytalnej radości. Później rozgniatałam w dłoni dorobek poetów. Martwych, żywot rodzących twórców. Rozgniatając w dłoni truskawki.
Dłonie okaleczone nadmiarem doznań wabiły pszczoły, nie światłem, może światłem, słodyczą promieni w każdej pestce. Pestek były krocie.
Później kazałam spijać tobie ten sok, który kąsał, plamił, ranił, rodząc nowe soki, nowe życie, nowy nadmiar. Piłeś łapczywie. Piłeś krztusząc się, chcąc więcej, mocniej, cieplej.
Później było za późno. Leżeliśmy poprzecinani pomarańczą. Słodko kwaśną strukturą na odwrót obudzonej racjonalności. Biurko, zszywacz, komputer.