Prawdziwy mężczyzna
Uwielbiam rozpinać obcisłe spodnie i głaskać rozpychającego się w nich potwora tak długo, aż jego właściciel i ja nie będziemy w stanie wytrzymać...
To dlatego tak lubię przyjęcia. Zawsze znajdzie się na nich kilku intrygujących mężczyzn, których wcześnie nie znałam, a wplecenie do bankietowej rozmowy erotycznych aluzji i podtekstów nie jest żadnym problemem. Potem wystarczy tylko czekać, którzy z rozmówców zareagują i wybrać spośród nich tego, którego chciałoby się wyciągnąć na bardziej osobistą rozmowę we dwoje do zacisznego kąta sali. Dlatego najlepsze są przyjęcia, które odbywają się w kilku połączonych salach bankietowych, najlepiej jeszcze na kilku poziomach. Zawsze znajdzie się tam jakiś przytulny kącik dla pary, która chciałaby spokojnie... porozmawiać.
Nie zawsze udaje się znaleźć kogoś ciekawego, to fakt. Czasami nie ma wyboru: wszyscy obecni mężczyźni są nieciekawi. Ale chwilami zdarzają się prawdziwe odkrycia. Na przykład wtedy, gdy poszłam na bankiet po pokazie najnowszej kolekcji mojej przyjaciółki, która jest projektantką mody. Bankiet odbywał się w kilku salach i tarasie, a gości było kilkuset.
Od razu go zauważyłam: stał w otoczeniu kilku modelek na tarasie, opowiadając coś, co doprowadzało je do wybuchów śmiechu. Najpierw myślałam, że to jakiś ich kolega z wybiegu: stał tyłem do mnie, więc widziałam tylko sylwetkę, a ta była warta grzechu. Szerokie ramiona, ale nie przesadnie, długie nogi, wąskie biodra i głowa pięknie osadzona na rasowej szyi. Ale wtedy on odwrócił się i zobaczyłam jego twarz: dojrzałą, męską, wyrazistą i cudownie rzeźbioną. Miał czterdziestkę, jak nic.
Aha, czyli facet w wieku, kiedy wymienia się żonę na nowszy model. To dlatego zadaje się z modelkami. Wszystko jasne. Gość, który wielbi cudownej urody i miernego intelektu blond wieszaki na ciuchy, raczej nie jest dla mnie. Nie chodzi o wygląd - co do figury i twarzy nie mam się czego wstydzić, ale nie da się ukryć, moje 35 lat to nie 20. Facet szukający nastolatki nie zwróci uwagi na dojrzałą kobietę choćby najcudowniejszą.
Ale on najwyraźniej był wyjątkiem. Zatrzymał po drodze kelnera z tacą pełną kieliszków z martini i posłał go w stronę ślicznych dziewcząt przesyłając im całusy w powietrzu. A sam z dwoma kieliszkami skierował się w moją stronę.
- Proszę - powiedział, podając mi w sam raz chłodne martini.
- Dziękuję - odparłam zaskoczona i odruchowo wzięłam kieliszek. A zanim wymyśliłam kolejną kwestię typu czy my się znamy, on zdążył przejąć inicjatywę także w rozmowie.
- Nie znamy się, nigdy wcześniej pani nie widziałem, ale odczuwałem palącą potrzebę porozmawiania z kimś, kto ma więcej niż dwie szare komórki w pięknym opakowaniu - wyjaśnił. - Padło na panią.
- Ciekawa jestem, na jakiej to podstawie uznał pan, że ja mam więcej komórek niż one - zapytałam. - Dobra modelka wbrew obiegowym opiniom wcale nie jest głupia. Musi mieć rozum i osobowość, żeby zrobić prawdziwą karierę.
- W takim razie tym czterem tam na pewno się to nie uda - westchnął.
- Może wybrał pan niewłaściwy temat, żeby to sprawdzić -zauważyłam.
- Żaden temat nie był właściwy - wyjaśnił rozbrajająco.
- A może rozmówca nie był na odpowiednio wysokim poziomie? - rzuciłam, sarkastycznie, jak to ja. Ale nie mam zbyt wysokiego mniemania o mężczyznach - moja matka mawiała, że mężczyźni są potrzebni tylko do dwóch czynności: mycia pleców i seksu, przy czym postęp technologiczny stopniowo eliminuje tę niezbędność w obu sytuacjach.
Miałam nadzieję, że facet się obrazi i pójdzie sobie - ale nie.
- Pewnie tak - westchnął. - Rozmowa o tym strasznym kiczu, które one uważają za muzykę, tipsach i makijażach dłużej niż kwadrans przekracza moje możliwości intelektualne...
Nie wytrzymałam i roześmiałam się, a on mi zawtórował. A jednak gość ma klasę, nie można powiedzieć. Może nawet warto go potraktować jak człowieka, chociaż to facet...
Wyszliśmy więc na taras, gdzie było znacznie mniej ludzi, bo w salach zaczął się koncert jakiegoś zespołu i tańce. Zaczęliśmy rozmawiać głównie na temat właśnie obejrzanej kolekcji i zadziwił mnie trafnością ocen. W dodatku rozróżniał kolory! Byłam nim coraz bardziej zafascynowana. No i intrygował mnie niesamowicie. Mężczyzna, w dodatku inteligentny i wolący rozmowę z inteligentną kobietą od podziwiania przez stado prześlicznych nastolatek!
- Czemu zamilkłaś? - zapytał ten inteligentny mężczyzna, przysuwając się do mnie bliżej i opierając o balustradę za okazałą tują.
- Myślę - odpowiedziałam niezbyt precyzyjnie, cały czas zastanawiając się nad jego skomplikowaną osobowością.
- To przestań myśleć - powiedział i przyciągnął mnie do siebie. - To czasami naprawdę szkodzi...
Poczułam jego usta na swoich ustach, a jego ręce na moich plecach. Pieścił je tak, że odruchowo wygięłam się w łuk z rozkoszy. Nie wydałam z siebie nawet szeptu, ale on to wyczuł, bo jego usta jeszcze zachłanniej, jeszcze bardziej drapieżnie zaczęły wdzierać się między moje wargi. Jedna z jego rąk powędrowała niżej, wślizgując się pod moją sukienkę i badając solidność koronkowego zakończenia moich pończoch. Nagle jęknął głucho, z pożądaniem: nie miałam na sobie bielizny.
Przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie, a ja poczułam bardzo wyraźnie coś dużego i twardego na lewym udzie. Otarłam się o niego, a później wsunęłam rękę między nas i rozsunęłam zamek. Uwielbiam ten moment, gdy mam w ręce sztywnego, sterczącego dawcę rozkoszy i wiem, że za chwilę znajdzie się we mnie, a jego właściciel sapiąc z pożądliwości stara się właśnie, żebym była gotowa na to wielkie wejście...
Tak było i tym razem. Czułam jego rękę, która posuwała się w górę uda aż do łechtaczki, mocno wilgotnej już i nabrzmiałej, jego palce zagłębiające się we mnie tak, że szczytowałam po kilku sekundach, no i jego usta, które podtrzymywały ten szalony ogień...
Gdy scałował mój krzyk orgazmu, natychmiast zaczęłam pieścić jego penisa. Ale nie miałam zamiaru zadowolić jego i siebie jakąś tam palcówką: gdy wyczułam, że jest już gotowy, jednym ruchem podniosłam sukienkę w górę i usiadłam na balustradzie tarasu rozkładając uda tak, by dokładnie widział wszystkie skarby czekające na niego... Drzewo dobrze nas osłaniało przed innymi gośćmi, wiedziałam więc, że mamy trochę czasu na dobrą zabawę.
- Chodź do mnie - wyszeptałam, przyciągając go do siebie. A on nie czekał na powtórne zaproszenie. Wbił się we mnie jednym ruchem i wniknął głęboko, a ja patrzyłam z narastającą przyjemnością, jak zagłębia się w moje ciało. Z rozkoszą poddawałam się jego silnym, zdecydowanym pchnięciom. Był boski: za każdym razem wychodził ze mnie prawie cały i wbijał się ponownie z całej siły, co doprowadzało rozkosz do niewiarygodnych rozmiarów. Objęłam go nogami, by wchodził we mnie jak najgłębiej, i nie upłynęło pięć minut, jak poczułam, że zbliża się orgazm. Mój i jego. I gdy zaczęłam tracić zmysły w ekstazie poczułam, jak tryska we mnie jego nasienie.
Nadal staliśmy przytuleni, choć gdyby ktoś zajrzał za drzewo, nie zobaczyłby nic zdrożnego: moja sukienka była już skromnie opuszczona, jego spodnie zapięte. Ale jakoś tak z nim - w przeciwieństwie do wszystkich innych facetów - trudno było mi się rozstać. Ale i tu on okazał się prawdziwym mężczyzną.
- Nawet nie myśl, że jeden orgazm z tobą mi wystarczy - powiedział. - Ale teraz jedziemy do mnie. Odrobina komfortu dla odmiany dobrze nam zrobi...