Seks na jedną noc? Oczywiście!
Większość z nas słyszała na ten temat same złe rzeczy. Tymczasem jednonocny seks ma także mnóstwo zalet. Nie wierzycie?
Mówiąc o seksie na jedną noc zazwyczaj podkreśla się jego wady, nie zalety. Wśród wad jest to, że jeśli facet jest gadułą - a większość jest - to urobi nam opinię łatwej i rozwiązłej. Przecież żaden mężczyzna nie weźmie pod uwagę faktu, że wymiana go już po jednej nocy może być spowodowana jego osobistymi walorami i wiedzą w dziedzinie seksu - a raczej jej brakiem...
Istotna jest także kwestia bezpieczeństwa - i w sensie zapobiegania ciąży, i bezpieczeństwa fizycznego - choć o jednym i o drugim trzeba pamiętać w przypadku każdego seksu. Jak można wnioskować z policyjnych raportów do naruszenia nietykalności cielesnej kobiet dochodzi akurat częściej w przypadkach związków niż przygodnych jednonocnych przygód erotycznych.
Jednak wady jednonocnego seksu są lepiej lub gorzej znane wszystkim zainteresowanym. A co z zaletami? Oto pierwsza z nich: pójście do łóżka na sofę czy pod prysznic z nowym facetem to zawsze jest pewien stres. Im poważniej podchodzimy do sprawy tego konkretnego faceta i seksu - tym większy stres.
Ale jeśli założymy, że to zabawa na jedną noc, to w zasadzie niespecjalnie powinno nas obchodzić, co facet sobie pomyśli "po". W efekcie jesteśmy bardziej rozluźnione, nastawione na dawanie i branie rozkoszy, no i cieszenie się seksem, co tylko wychodzi nam na korzyść. Mamy w nosie to, jak wyglądamy w łóżku, czy ten ostatni tekst nie był przypadkiem bezdennie głupi - no i oczywiście, co on sobie o mnie pomyśli...
Ale uwaga! Z przelotnym, jednonocnym seksem też mogą się łączyć pewne niebezpieczeństwa - otóż może się po wszystkim okazać, że nie skończy się na jednej nocy. Jednej z naszych zaprzyjaźnionych erotomanek, Ewie, trafiła się własnie taka sytuacja.
- Bartek traktował mnie jak przedmiot, a jeśli się kochaliśmy, to najważniejsza była jego przyjemność - opowiada Ewa.- Zresztą robiliśmy to bardzo rzadko, najwyżej raz w miesiącu, bo Bartek wiecznie był zmęczony. Kiedy spróbowałam o tym porozmawiać, usłyszałam od niego, że mam obsesję na punkcie seksu i powinnam się leczyć...
Kilka miesięcy po tej rozmowie Bartek zostawił Ewę dla koleżanki z liceum, a ona długo nie mogła dojść do siebie. W końcu zaczęła wychodzić do ludzi, pojawiać się na imprezach - i na jednej z nich poznała Wojtka.
- To miała być znajomość na jedną noc, na leczenie kompleksów: bo chciałam zapomnieć o Bartku, no i przekonać się, że jednak jestem seksowna, że mogę zaciągnąć faceta do łóżka, jeśli chcę - wspomina Ewa. - I kiedy zaciągnął mnie do swojego pokoju po kilku drinkach, wcale nie protestowałam. Ale seks z nim był jak objawienie: on kochał się ze mną, właśnie mną, a nie odbywał stosunek, żeby zaspokoić siebie, jak to robił Bartek. Bartkowi było w gruncie rzeczy obojętne, kto jest po drugiej stronie, byleby tylko miał wytrysk. A Wojtek pamiętał, jak mam na imię, był czuły, rozmawiał ze mną i próbował coraz to nowych sposobów, żeby mnie podniecić. Mój orgazm był dla niego tak samo ważny jak własny!
Czy trzeba dodawać, że Ewa i Wojtek są parą z kilkuletnim stażem, nadal w sobie zakochaną...?