Seks z marketingiem w tle
To miała być kolejna integracyjna impreza służbowa, jak zawsze: trochę alkoholu, tańce i noc w dobrym hotelu.
Nie spodziewałam się niczego wyjątkowego, w końcu znam tych wszystkich ludzi od lat. Jak się okazało – bardzo się myliłam...
Zaczęło się tradycyjnie: dobry obiad, jakieś tam integracyjne zawody, basen i dla chętnych jacuzzi. A wieczorem impreza z tańcami. Tańczyłam po kolei z większością kolegów – poza tańcem żadnych szczególnych przyjemności sobie nie obiecywałam, bo koledzy byli albo zajęci, albo nieciekawi. Gdzieś około północy podszedł do mnie szef naszego marketingu, Paweł.
- Przepraszam, czy mogę cię prosić na chwilę? – powiedział tak służbowym tonem, jakby chodziło o kolejną poradę z dziedziny rozliczania podatku VAT.
- Oczywiście – powiedziałam nieco zdziwiona, ale w zasadzie zadowolona, bo dzięki niemu uniknęłam serii starych dowcipów w średnim wykonaniu moich kolegów z działu.
Myślałam, że Pawłowi coś się przypomniało w związku z rozliczeniem ostatniej imprezy i chce mnie o to zapytać. Słynął z tego, że tak naprawdę nigdy się nie bawił do końca: nigdy się nie upił tak, żeby zrobić coś głupiego, co potem wypominano by mu żartobliwie na kolejnych imprezach. Co prawda pił, ale nigdy nie stracił kontroli nad sobą i szedł spać najwcześniej, jak tylko się dało. No i nawet na imprezach rozmawiał głównie na tematy związane z pracą – nie dlatego, żeby nie umiał mówić na żaden inny temat, ale po prostu to był jego sposób na zachowaniu dystansu do innych. Chłodny, odległy i zawsze nieco obcy, ale był doskonałym pracownikiem i – co dla mnie było bardzo ważne – świetnie tańczył. Cudowanie razem zgrywaliśmy się zawsze na parkiecie, kiedy reszta ekipy najczęściej już dogorywała w pijackim amoku.
Paweł wyprowadził mnie z sali i bez słowa wskazał schody na pierwsze piętro, do części hotelowej. Nieco zdziwiona poszłam, ale pomyślałam, że chce mi pokazać jakieś dokumenty i trochę się wkurzyłam, bo jednak mimo wszystko to przecież była impreza!
Stanęliśmy przed jego pokojem i Paweł, wciąż bez słowa, otworzył drzwi gestem zapraszając mnie do środka. Weszłam – i nagle, tak samo bez słowa, poczułam jego usta na swoim karku, a jego ręce dosłownie wszędzie. Poczułam nagłe ciepło w podbrzuszu i nagle dziwnie zmiękły mi nogi, a całe ciało ogarniały fale rozkoszy...I wtedy Paweł po raz pierwszy się odezwał.
- Usiądź – wyszeptał.
Posłuchałam. A on ukląkł za moimi plecami i zaczął w niesamowity, najbardziej niewiarygodnie zmysłowy sposób, jaki istnieje, pieścić moje plecy. I szeptać mi do ucha. A właściwie nawet nie do ucha. Czułam ten jego szept wszędzie: we włosach, w strumieniu ciepłego powietrza na mojej szyi, za uchem, obezwładniał mnie, doprowadzał do szaleństwa...
- Masz cudowną skórę, chcę ją pieścić bez końca, chcę ją smakować, lizać – mówił, a ja byłam już bezwładna z rozkoszy. Moje majtki zamieniły się w mokrą szmatkę, którą spokojnie można by było wyżymać. Czułam się jak bezwolna lalka w jego ramionach i byłam gotowa zrobić wszystko, żeby tylko nie przestawał...
Miał niesamowity dar odkrywania wszystkich tych moich tajnych miejsc, których pieszczenie sprawia, że natychmiast jestem gotowa do najbardziej wyuzdanego seksu, a moje protesty kończą się, zanim się na dobre zaczęły. Znalazł punkt rozkoszy u nasady szyi i na szczytach ramion. Ale na dobre oszalałam dopiero wtedy, gdy powoli, niesamowicie drażniącym ruchem, zaczął zsuwać językiem ramiączka mojej sukienki.
- Chodź – wydyszał, zdejmując ze mnie wszystko z wyjątkiem bielizny i prowadząc pod prysznic. Nie pozwolił mi zapalić światła, nie widziałam go więc, ale czułam, och, doskonale go czułam! Jego ręce zdjęły ze mnie bieliznę i zaczęły pieścić – nareszcie! – moje piersi. Jęknęłam cichutko z rozkoszy. Chciałam przyłączyć się do zabawy, moje dłonie pragnęły zacisnąć się na jego ptaku, moja szparka była już tak spragniona, że wchłonęłaby wszystko, natychmiast i do końca...
Ale Paweł mi nie pozwolił.
- Nic nie rób – wyszeptał znów w to magiczne miejsce na mojej szyi, a ja poczułam się, jakby mnie przeszył prąd elektryczny. – Zostaw to mnie...
I zostawiłam. Zagubiona w rozkoszy czułam, jak jego ręce schodzą coraz niżej i niżej, a jego język chciwie i niecierpliwie wdziera się do moich ust. Poczułam jego dłoń na mojej łechtaczce.
- Nie, proszę – wydyszałam. – Oszaleję, nie mam już sił....
Jednak on nie słuchał. Jego palce z niezwykłą delikatnością wyszukiwały wszystkie załamania mojej muszli domagającej się pieszczot, pieszcząc i gładząc skórę, łechtaczkę i bez najmniejszego trudu odnajdujące punkt G. Już nie mogłam tego znieść! Zdecydowanym ruchem przylgnęłam do niego gwałtownie nadziewając się na stojący, pokaźnych rozmiarów penis.
- Pieprz mnie – szepnęłam prosto w jego ucho. – Natychmiast. Tu i teraz. Mocno, brutalnie z całej siły. No już!
Posłuchał i ja oszalałam od tego pierwszego pchnięcia, miałam wrażenie, że przeszyło mnie całą na wylot. Czułam się, jakby kolejne źródło rozkoszy dosłownie wybuchło w moim wnętrzu! Nie myśląc o niczym i nie dbając o nic ujeżdżałam go gwałtownie, uderzając łechtaczką o trzon jego korzenia z całej siły, potęgując rozkosz do niewyobrażalnych rozmiarów. Czułam, jak rośnie w moim wnętrzu, jak staje się coraz bardziej twardy, brutalny, jak rozdziera mnie na pół, tak bardzo, że jeszcze trochę i nie będę w stanie tego znieść, i...
Nagle Paweł chwycił mnie brutalnie za biodra i tłukł z całej siły o ścianę, przyszpilając mnie do niej jak motyla, aż wybuchł gwałtownie w moim wnętrzu. Jeszcze kilka suwów – i ja doszłam tuż po nim, a moje i jego soki spływały mi po drżących udach. Ale zanim zdążyłam ochłonąć, znów poczułam jego ręce na swoim ciele.
- Jesteś boska i ja jeszcze nie mam dość – powiedział tym samym poważnym tonem, jakim oznajmiał o braku niezbędnych dokumentów albo o przekroczeniu limitu wydatków. – Teraz idziemy do łóżka.