Seks, żywica i Boże Narodzenie
Nigdy nie myślałam, że choinka może aż tak pachnieć. Ale też nigdy nie rozgniatałam igieł gołymi plecami na dywanie moich rodziców, leżąc pod mężczyzną...
...który fundował mi najwspanialszy seks w życiu.
A wszystko zaczęło się jak normalne Boże Narodzenie... Jak co roku przyjechałam do moich rodziców tydzień przed świętami, nastawiona na tydzień czasami denerwujących przeżyć. Jak to w domu... Najchętniej w ogóle zwinęłabym się w kłębek i przespałabym całe Boże Narodzenie schowana gdzieś w kącie, sama, jak najdalej od ludzi. Tuż przed wyjazdem rozstałam się z Adamem, miłością mojego życia, i kompletnie nie umiałam się bez niego odnaleźć. Byliśmy razem od podstawówki, mieliśmy w przyszłym roku wziąć ślub, aż tu miesiąc temu Adam przyszedł i powiedział, że odchodzi, bo pokochał inną kobietę.
Nie mogłam dojść do siebie. Jak to – kocha inną kobietę? Przecież kocha mnie! Od zawsze! Zawsze byliśmy razem, kochaliśmy się odkąd pamiętam, byliśmy dla siebie pierwszymi kochankami i razem odkrywaliśmy cudowne tajemnice seksu... A on nagle, po dziesięciu latach, pokochał inną kobietę!
fot. M. Kabelis
Znów łzy mi napłynęły do oczu i niechętnie ruszyłam do łazienki po chusteczkę. Mogłam sobie spokojnie popłakać, bo rodzice z moją siostrą pojechali po ostatnie zakupy, a ja zostałam sama pod pretekstem, że jeszcze nie odpoczęłam po podróży. Nie powiedziałam im o rozstaniu, chociaż założę się, że mama i tak wie – pod pewnymi względami jest prawdziwą czarownicą. Ale naprawdę nie chciałam im swoimi kłopotami psuć świąt...
Dzwonek do drzwi. Musiałam się ruszyć i otworzyć, nikogo innego nie było w domu. Przelotnie obejrzałam się w lustrze, czy nie straszę – ale nie było tak źle. Czarne legginsy i wielki sweter ze szmaragdowej angory były w porządku, a pierwsza porządnie przespana noc sprawiła, że znikły mi cienie spod oczu.
Otworzyłam drzwi – i oniemiałam. Przed nimi stała ogromna, rozłożysta choinka.
- Przepraszam, czy może mi pani powiedzieć, gdzie ją postawić? – powiedziała choinka.
Zza drzewka wyłoniła się oszałamiająco przystojna męska twarz i błysnęła mi w uśmiechu pięknymi, białymi zębami.
- A...ależ proszę wejść – zająknęłam się, niejasno coś sobie przypominając, że miałam pana od choinki zaprowadzić do salonu, gdzie stał już przygotowany stojak do drzewka.
Mężczyzna sprawnie wniósł choinkę do salonu i wstawił do stojaka. Gdy już wyplątał się z gałęzi, zauważyłam, że jest fantastycznie zbudowany: szerokie ramiona, wąskie biodra, długie nogi i tyłeczek-marzenie. I ten jego uśmiech! Aż mi coś zatrzepotało w środku. I cały pachniał żywicą...
- Choinka już stoi, ale tata jeszcze prosił, żebym pomógł pani w ubieraniu choinki – powiedział strzepując gałązki. – Przy tak dużym drzewku jedna osoba nie da rady. To gdzie ma pani bombki?
Na szczęście bombki, łańcuchy i lampki leżały na stole obok.
- Chyba zaczniemy od lampek, bo z nimi jest zawsze największy problem – powiedziałam. – Ale może najpierw zrobię kawę, a pan chociaż ręce umyje? Przecież musi pan być cały w żywicy...
No nie, już nie miałam czego powiedzieć, jęknęło mi coś w duchu... Cały w żywicy!
On spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem i znów się uśmiechnął.
- Kawę chętnie i co do rąk też – powiedział. – Żywica rzeczywiście jest strasznie lepka... Przy okazji, jestem Paweł. Pani ma na imię Magda, prawda?
Podał mi rękę, a ja uścisnęłam ją z nerwowym uśmiechem, po czym okazało się, że... nie mogę jej oderwać. No tak, żywica.
- Och, przepraszam – speszył się Paweł. – Nie pomyślałem, a to przecież oczywiste, ta żywica. Teraz oboje musimy iść się umyć...
Naprawdę nie zabrzmiało to dwuznacznie, ale poczułam, jak palą mnie policzki. A on znów przyglądał mi się tym nieodgadnionym wzrokiem i nie puszczał mojej ręki. Naprawdę, żadna żywica nie jest aż tak lepka! Ale jakoś zupełnie nie umiałam jej mu zabrać....
On nadal patrzył, a jego twarz zbliżała się do mojej... nie zrobiłam nic, żeby się odsunąć... czułam się jak ptak hipnotyzowany przez węża, mogłam tylko patrzeć w jego oczy i czekać, co będzie dalej...
- Magdo – szepnął. Ale to był taki szept, który wybuchł gdzie we mnie w środku i sprawił, że natychmiast, w jednej sekundzie otworzyłam się na niego bez reszty...
Poczułam na ustach jego wargi: namiętne, gorące, zmysłowe i cudownie, rozkosznie miękkie. Wtulałam się w ten pocałunek, przedłużając w nieskończoność każdy gest, każdą pieszczotę. Nasz taniec języków trwał i trwał i trwał, nasze oddechy stawały się coraz szybsze, aż łagodnie położył mnie na dywanie, tuż pod dopiero co ustawioną choinką. Znów ten zapach żywicy!
- Nie ruszaj się – powiedział.
I zaczął mnie rozbierać powoli, delikatnie, pieszcząc każdy odsłonięty skrawek ciała. Mogłam tylko prężyć się i jęczeć z rozkoszy i jakoś tym razem w ogóle nie myślałam o tym, że mam szerokie biodra i wystające żebra, co tak przeszkadzało Adamowi. Teraz byłam tylko roznamiętnioną kobietą, która chciała być pieszczona, kochana, posiadana przez tego mężczyznę...
- Chodź już, proszę – jęknęłam po kolejnej wyjątkowo finezyjnej palcówce, jaką zafundował mojej łechtaczce. – Ja już naprawdę nie mogę...
I wtedy zaczął gładzić delikatnie i bardzo, bardzo powoli wewnętrzną stronę moich ud, a one pod jego dotykiem rozsuwały się coraz bardziej i bardziej... Mój oddech stawał się coraz szybszy, czułam, jak całe moje ciało nabrzmiało oczekiwaniem... I kiedy wreszcie wdarł się we mnie gwałtownie, uderzając z całej siły poczułam się tak, jakby mnie przeszył prąd elektryczny i dosłownie wybuchł we mnie orgazm taki, jakiego jeszcze nigdy nie zaznałam. Wygięta w łuk, z rękami gorączkowo pieszczącymi jego pachnące żywicą ciało mogłam tylko w ekstazie powtarzać jego imię... A kiedy już byłam na granicy wytrzymałości, kiedy już opadałam z sił poczułam, że jego penis jeszcze we mnie ogromnieje, że on też już dochodzi i kiedy wytrysnął w moim wnętrzu szczytowałam razem z nim po raz już nie wiem który tego dnia pod choinką...
Po wszystkim ułożyliśmy się wygodnie na dywanie. Spojrzałam na niego: leżał nago pod choinka, jak jakiś niewiarygodnie cudowny prezent tylko dla mnie... Nagi był jeszcze piękniejszy niż ubrany. Miał wspaniale zarysowane ramiona, cudowne muskularne uda i perfekcyjnie wysklepioną klatkę. Był piękny. Był mój.
- Wiesz – powiedział, opierając się wygodniej na łokciu - Cudowniejszego Bożego Narodzenia nie przeżyłem...