Śnię erotyczny sen...
Nie wiem ile już razy myślałam, jakby to było, gdyby się ze mną kochał.
Gdy tylko miałam wolną chwilę, zamykałam oczy i odpływałam w jego ramiona zszarpujące ze mnie po kolei wszystkie części ubrania...
Zawsze zaczynało się od tego, że podchodził do mnie bez słowa patrząc mi prosto w oczy takim specjalnym wzrokiem – on w ogóle rzadko patrzy wprost. Ale wtedy patrzył prosto w oczy i w tych oczach było całe piekło pożądania, pragnienie do szaleństwa i ja wiedziałam, że to pragnienie mnie... Od tego spojrzenia miękły mi kolana, zamierało serce i mogłam tylko w rozkosznym oszołomieniu po prostu stać i patrzeć, jak spływają ze mnie kolejno bluzka, spódnica, rajstopy, bielizna...
fot. M. Kabelis
A wszystko to nieśpiesznie, powoli, nadal bez jednego słowa, żeby ta niesamowita atmosfera nie uciekła, nie ulotniła się, bo przecież takie rzeczy tak łatwo się ulatniają... Myślę o jego rękach, ma taki długie, smukłe palce, jak niemal bez dotyku rozpinają mi guziki, zamek, zsuwają wszystko, co zasłania ciało, co przeszkadza mu widzieć mnie w całej doskonałości, bez zasłon, bez niedomówień – nagą.
I wtedy – dopiero wtedy – zaczyna mnie delikatnie dotykać.
To się zaczyna od szyi. Czuję jego palce gładzące to szczególne miejsce u
nasady szyi, które całe drży i wysyła fale rozkoszy po cały ciele, gdy on
przywiera do niego ustami. Później schodzi niżej, zatrzymuje się między
piersiami, ale najwięcej uwagi poświęca sutkom. I wtedy dowiaduję się, że ma
nie tylko niewiarygodnie delikatne i zmysłowe ręce – także jego język potrafi
czynić cuda. Leciutko podgryza sutki, delikatnie okrąża je językiem, ssie... A
wszystko to robi tak powoli, że chcę krzyczeć, żeby się pospieszył, żeby to
zrobił mocniej, żeby wreszcie przeszedł do konkretów, bo ja już nie mogę...!!!
Ale z nim się tak nie da. Nadal skupiony będzie krążył wokół moich piersi, tylko jego ręce, te niesamowite ręce – przesuną się niżej. Poczuję go na brzuchu, kiedy zacznie delikatnie mieścić moją talię, a potem zejdzie niżej, na biodra, głaszcząc je i gładząc pozornie tak po prostu, ale ja sama po chwili odkryję, że one zaczynają tańczyć w jakimś tajemnym, zmysłowym rytmie,który wprawia mnie w ekstazę, a który umie we mnie wzbudzić tylko on... Jego ręce nadają ton, jego ręce kierują tym szalonym ruchem, który powoli przestaje być zmysłowy i namiętny, a staje się szalony i wyuzdany. Czuję gorąco płynące z jego palców, które nareszcie – nareszcie! – docierają do wzgórka łonowego i zanurzają się w gęstwinę uśpionej róży. Oj! Już nie uśpionej. Obudzonej, jak bardzo obudzonej, soczystej, sprężystej i drżącej, zwierającej się i otwierającej nieświadomie, czekającej na niego...
Proszę, proszę cię, zrób to wreszcie, wejdź we mnie, przecież jesteś już gotowy, jak bardzo jesteś gotowy, widzę cię, szaleję na twój widok, ta cudowna, ogromna, prosta kolumna doprowadza mnie do szaleństwa, budzi pragnienie nie do opanowania, nie do ugaszenia, ugaś je wreszcie, bo zacznę krzyczeć z bólu, z tęsknoty, z niespełnionego pragnienia, które przeszywa mnie do głębi. Już nie mogę!
I wtedy on wchodzi we mnie. Powoli, z pozoru beznamiętnie wsuwa się tak delikatnie, że zastygam w bezruchu, nie jestem pewna, czy wszedł, czy znowu to sobie wyobraziłam. I wtedy czuję, nagle czuję to niesamowite pierwsze pchnięcie, pierwsze uderzenie, które wyzwala we mnie rozkosz. Czuję go w całym ciele, jest wszędzie, drąży, uderza z regularnością metronomu wywołując spazmy rozkoszy o nieopisanej sile, szaleństwo podchodzi mi do gardła, otwieram usta, chcę krzyczeć – ale on rzuca się do moich ust jak podróżnikna wodę po trzech dniach spędzonych na pustyni i chciwie, zachłannie pije z moich ust, by zawładnąć mną do reszty... W jego rękach, w jego ustach staję się ucieleśnieniem pragnienia rozkoszy, a on wywołuje kolejne fale tego szalonego gorąca wtedy, gdy myślę, że to już koniec, że niczego więcej nie będę w stanie znieść, że umrę z rozkoszy...