Weekend w SPA! Kto wygrał nagrodę?
Trochę was przetrzymałyśmy - ale wybór tej najlepszej i najciekawszej randki naprawdę nie był łatwy! Po długich dyskusjach ustaliłyśmy więc...
...że nagrodę, czyli wyjazd do SPA dla dwóch osób do magicznej Villa Hoff w Trzęsaczu zdobywa Użytkowniczka o nicku K i jej opowieść o magicznej randce z szarmanckim Julianem. Gratulujemy! A oto zwycięska historia:
No tak, moja najlepsza randka... Hmm Z uwagi na to, że prowadzę dość osobliwy i samotniczy (niemalże koci) tryb życia - spotykają mnie dziwne rzeczy, takie często się jeszcze żadnym filozofom nie śniły, a często i mnie wydaje się że się śnią...
Jako dyżurna łajza, włóczykijka i podróżniczka, entuzjastka noclegów pod gołym niebem często sama prowokuję niektóre sytuacje które wywołują mój wewnętrzny zachwyt, i przynoszą nieoczekiwane zwroty akcji. Dla mnie miłość nie ma wieku ani płci - raz jestem Don Juanem, a raz jestem Elizabeth Taylor.
Otóż, pewnego słonecznego dnia, zamknęłam oczy i wbiłam szpilkę w mapę Polski i wypadło na "Stolycę". Zawinęłam manatki i wsiadłam w pociąg w poszukiwaniu nowej przygody, zastanawiając się, co mnie spotka w Warszawie tego dnia. Będąc na miejscu i delektując się aurą starego miasta, bezczelnie przeżuwałam pączka patrząc na kłębiące się pod moimi stopami gołębie, które prawdopodobnie planowały nalot i przejęcie obiektu, którym był pączek. Niektórzy ludzie są jak gołębie - nie ważne jest dla nich tym kim jesteś, ważna jest dla nich twoja "pączkowatość".
Wtem gołębia krzątanina została zakłócona przez niesfornego staruszka, który żwawo zmierzał w moim kierunku. Przysiadł się do mnie i zaczął mi się przyglądać:
- Pani jest taka piękna, przypomina mi Pani kogoś.
- Kogo ? (nie odpychałam go od siebie, bo nawet starzec może mieć coś ciekawego do powiedzenia, niekoniecznie zawsze przy tym jawnie świntuszyć - jak to już w tym wieku wiadomo, jest to zwykle jedyne, co z lat młodości starcom pozostaje)
- Jeżeli teraz Pani nie zgodzi się mnie wysłuchać to będę cierpiał do końca życia.
No i posłuchałam. Dziadzina miał na imię Julian, miał piękne żywe oczy, młode,śmiejące się oczy:
- Teraz będę mówił do pani Ewo, chociaż nie wiem jak ma pani na imię, ale to dla mnie zupełnie bez znaczenia. Całe swoje życie miałem nadzieję że Cię ujrzę. Pamiętam jak bałem się do Ciebie podejść, wiele razy obserwowałem Cię w filharmonii jak grałaś na skrzypcach, i to było takie niewytłumaczalne ciepło w sercu jak na Ciebie patrzyłem. Pamiętam, jak pierwszy raz się spotkaliśmy, jak przyszedłem do Ciebie na obiad i jak na mnie patrzyłaś swoimi pięknymi dzikimi oczami, pełnymi rozpusty i powściągliwości. Ja nigdy w życiu nie czułem się piękniej, czułem się przy Tobie tak, jakby mnie aniołowie nosili na rękach. Mogłaś mieć każdego, ale wybrałaś takiego wypierdka, piegusa jak ja. Takiego gołowąsa.
Dziadek powoli mnie zaczął uwodzić wzrokiem, a we mnie o dziwo wstąpił duch Ewy, to chyba przez te jego piękne oczy, które nie wyglądały na oczy kogoś, ktoś kto przeżył wojnę.
Nagle złapał mnie za rękę, a do jego oczu zaczynały napływać łzy. I nagle również z nim przeniosłam się w czasy przedwojennej Warszawy, a wszystko, co aktualne nagle przestało istnieć.
- Myślałem Ewuniu, że już nigdy Cię nie ujrzę, a pamiętam każdą naszą wspólną noc, kiedy się kochaliśmy, kiedy przeganialiśmy gołębie z rynku. Kiedy przychodziłem do Ciebie na próby popatrzeć z ukrycia. A ja myślałem, że Ty tam zginęłaś, że Ciebie wywieźli, czekałem na Ciebie całe życie, codziennie szukałem Cię w mieście, i nawet pojechałem do Izraela, ale nikt o Tobie nie słyszał. Chodźmy do naszej kawiarni jak za starych dobrych czasów...
Ja jako Ewa i dziadziunio jako Julian poszliśmy do ich ulubionej kawiarenki mieszczącej się całkiem niedaleko od miejsca w którym usiadłam. Czułam, że to nie jest zwykły blef, czułam że wypełniam bardzo ważną misję. Żaden inny mężczyzna nigdy na mnie tak nie patrzał, z pożądaniem i miłością w oczach. Długo mi opowiadał co robił po wojnie, kiedy czekał na Ewę, cały czas tak się do mnie zwracając. Opowiadał mi o tym jak codziennie o niej marzył ,patrząc się na mnie. Z jego rozmowy wynikało, że przed wojną był aktorem teatralnym.
Czułam się niegodna a jednocześnie bardzo zachwycona, tym że swoje słowa skierował właśnie do mnie. Ja się w tym momencie w nim zakochałam, nikt piękniej nie mówił mi że mnie kocha, że tak bardzo za mną tęsknił przez te wszystkie lata. Żaden mężczyzna jeszcze nigdy mi nie powiedział, że spośród tych wszystkich kobiet które miał, szukał Ciągle swojej Ewy. Na koniec, pozwoliłam mu się pocałować i podarować sobie pierścionek zaręczynowy, abyśmy nigdy w życiu już się nie zobaczyli.
- Ewo, ja mogę już spokojnie umrzeć, całe życie na Ciebie czekałem z tym pierścionkiem, codziennie i myślałem że już nigdy nie zdążę Ci go podarować. Przepraszam Panią - Pani jest jej lustrzanym odbiciem. Przepraszam, że nakładam na Panią takie piętno.
Takie rzeczy zdarzają się bardzo rzadko nawet w książkach. A mnie przytrafiło się to naprawdę. Byłam Ewą przez chwilę i nawet w to uwierzyłam. Nigdy w życiu nie zapomnę tego spotkania, nigdy w życiu na raz nie widziałam takiego piękna i goryczy zarazem w człowieku. To było tak barwne, że do dzisiaj wspominam to z lekkim rozrzewieniem, a miłość Juliana będę przechowywać na zawsze w swoim sercu jako Ewa. Być może nawet jestem jej drugim wcieleniem. Nic nie jest powtarzalne, wszystko jest osobliwe w swojej istocie. Raz dzikie, jaskrawe i grzeszne. Raz niewinne i nie spełnione, i za wszystko będę wdzięczna losowi, za to również - takie uczucie może wydarzyć się tylko raz w życiu. I już nigdy więcej się nie zobaczyliśmy...
A oto pozostałe opowieści o randkach - i, dziewczyny, naprawdę jakbyśmy mogły, to przyznałybyśmy nagrody wam wszystkim! To naprawdę piękne opowieści!
Malwina
Pierwsza i najbardziej niezwykła randka... za taką musiałabym chyba uznać to, co zdarzyło mi się kiedy miałam 19 lat. Byłam autentyczną dziewicą z wieloma emocjonalnymi problemami i lękami , mężczyźni i chłopcy wydawali mi się istotami z innej planety, brutalnymi i obcesowymi, seks znałam właściwie tylko z filmów i ... z palcówek, a jakże :) I oto pewnego dnia wylądowałam na koncercie w klubie jazzowym, sama, jak to ja, moje ówczesne koleżanki nie chadzały na tego typu koncerty, więc wybór był prosty ...
Usiadłam przy stoliku, pamiętam, że było bardzo tłoczno. Zaczęłam rozmawiać z chopakiem siedzącym najbliżej, miał na oko dwadzieścia parę lat, w moich oczach ówczesnej niewinnej i zagubionej idealistki taki wiek oznaczał dojrzałość i powagę. Przy okazji ów mężczyzna... jakby to ująć... takie rzeczy się wyczuwa i mimo braku wszelkiego doświadczenia w dziedzinie erotyki czułam od niego potężne przyciąganie, jakiś magnes, któremu po może 2 godzinach uległam... ale z jakim zachwytem! zaczęło się od niewinnych pieszczot karku ... trwały długo , a on robił to po prostu cudownie, z wyczuciem, obserwował moje reakcje, było mi tak błogo, że w pewnym momencie poczułam, że jestem wilgotna i jak bezradne zwierzątko w rui chciałabym więcej cokolwiek by to nie miało oznaczać ... Mój towarzysz też temu uległ, jego oddech był coraz bardziej urwany... kompletnie przestaliśmy się przejmować otoczeniem i knajpą, to było jak amok, zaczęliśmy się dotykać pod stolikiem, aż w końcu wyszliśmy stamtąd i poszliśmy do jakiejś najbliższej bramy - totalne wariactwo! - i tam się całowaliśmy i ssaliśmy sobie języki... zaczął mnie błagać, żebym zrobiła mu ręką dobrze, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi... :) A potem nadjechał tramwaj, trzeba się było rozstać... wargi pulsowały mi od jego pocałunków... a w chwilę później uprzytomniłam sobie, że nawet nie wymieniliśmy sie telefonami... do dziś żałuję, że nie udało nam się ponownie spotkać i pójść w totalną dzikość :)
Agnieszka
Kościelne dzwony czternastą godzinę wybijają, młodzi i goście ochoczo nadjeżdżają.
Słychać klaksony, widać przeróżnych sukien fasony,
Nawet udała się pogoda, ale to bez porównania z widokiem, gdy z auta wychodzi Para młoda.
Uśmiechnięci, wręcz sobą pochłonięci, razem mkną do ołtarza - taka miłość obraz marzeń stwarza.
Przed Bogiem kochać się, aż po grób przysięgają, i prawdziwą rodzinę oboje stwarzają.
A potem huczna zabawa do białego rana i noc poślubna, mmm... że też tylko raz ona była Nam dana...
To był ślub niczym jak z bajki, nie było chyba nigdy piękniejszej randki.
I choć czas nie jest z kamienia to Nasza Miłość ciągle się nie zmienia.
Wciąż jest gorąca, można nawet rzec, iż kwitnąca.
A teraz znów najpiękniejszą suknię ubiorę i tym razem do SPA mego lubego zabiorę!
Izabela
„Szkoda, że nie obudziłam się u boku jakiegoś mężczyzny” - pomyślałam po przebudzeniu… Nie miałam faceta od trzech miesięcy. Tego dnia postanowiłam poprawić sobie humor zakupami.
Wsiadłam w tramwaj i pojechałam do centrum handlowego. Zaopatrzyłam się w nowe ciuchy. Wracając minęłam sex-shop. „Hmmm, nigdy nie odwiedzałam takiego miejsca…”. „A może by zaszaleć?” Przełamałam swój wstyd i weszłam. Na szczęście sprzedawca był bardzo miły i pomógł mi w wyborze. „I do tego jeszcze tę seksowną bieliznę poproszę, może się kiedyś przyda”- dodałam. Obkupiona wracałam na tramwaj do domu, gdy nagle… zza zakrętu wyjechał samochód i lekko mnie potrącił. Przewróciłam się.
„Nic się pani nie stało?”- usłyszałam niski, męski głos a nade mną pochylał się niesamowicie przystojny mężczyzna. Na szczęście nic mi nie było, parę siniaków, przystojniak zaproponował mi podwiezienie do domu. W samochodzie nie mogłam wydusić z siebie słowa tylko tak patrzyłam na niego a on zerkał na mnie, a właściwie nie na mnie, tylko na wystające z mojej torby… zakupy z sex- shopu! Zaczerwieniłam się, uśmiechnęłam, a on nagle zmienił trasę na tą, która na pewno nie prowadziła do mojego mieszkania.
„To mój dom”- usłyszałam na miejscu. Czułam się dziwnie i nieswojo, ale z drugiej strony poczułam też lekkie podniecenie. Po wejściu do jego domu skierowałam swe kroki do łazienki. Czułam, że coś się święci, że ta wizyta na pewno nie zakończy się tylko rozmową. Założyłam na siebie tę nową, seksowną czerwoną koronkową bieliznę. Gdy wyszłam on... przeglądał moje zakupy, te, na których zakup akurat dziś się odważyłam, a na stole stały dwie butelki wina. „Napijmy się, żeby zapomnieć o dzisiejszym nieprzyjemnym wydarzeniu”- powiedział patrząc na mnie tymi swoimi niesamowitymi, czarnymi oczami. Po trzech lampkach wina zaczęło szumieć mi w głowie, zsunęłam ramiączka odsłaniając jednocześnie czerwoną koronkową bieliznę. Ten widok jak dostrzegłam bardzo mu się spodobał…
Po chwili podszedł do mnie, rozpiął rozporek a moim oczom ukazał się widok, który od kilku miesięcy miałam tylko na filmach... ”Odwróć się”- usłyszałam. Moje ciało przeszedł dreszcz emocji, stałam się taka uległa. Oparłam się o blat kuchenny, zdarł ze mnie bluzkę, zostałam w samej mini i szpilkach. Zrobiłam się mokra. Kochaliśmy się namiętnie w kuchni zrzucając wszystko co leżało na blacie. Penetrował we mnie tak głęboko, a dłońmi pieścił moje ciało. Potem odwrócił mnie przodem do siebie i kontynuowaliśmy tą niezwykle przyjemną zabawę. Było mi tak dobrze, że nie chciałam, aby to się skończyło. Moje ciało drżało z podniecenia, a nogi miałam jak z waty. Nagle poczułam przeszywający orgazm. Po wszystkim całowaliśmy się jeszcze namiętnie, nie mogliśmy się od siebie oderwać.
Kiedy skończyliśmy postanowiliśmy przyrządzić wspólnie jakiś ciepły posiłek. Po wszystkim Marek odwiózł mnie taksówką do mojego mieszkania. „To kiedy następny raz?” - zapytał. „Może być za chwilę”- odpowiedziałam, prowadząc go tym razem do siebie…
Aleksandra
Randka w ciemno. Lato. Ciepłe popołudnie. Padał deszcz. Chciałam wyglądać olśniewająco tymczasem po dotarciu na miejsce spotkania wyglądałam jak jedna z kandydatek z konkursu na miss mokrego podkoszulka. Ale to nie koniec nieszczęść. Złamałam obcas. Przez pół miasta - z przystojnym towarzyszem u boku - spacerowałam boso brocząć w kałużach. Do domu wróciłam w tenisówkach kupionych na miejscowym bazarze i zaproszeniem na kolejne spotkanie...
Anita
Prawdziwe życie, to nie fragment książki, czy urywek scenariuszu filmowego. Czasami życie jest bardziej nudne i monotonne niż to oglądane w kinie, a czasami bywa bardziej zakręcone niż filmy Almodovara.
Moja miłosna historia (dość długa i zawiła) sprawiła, że z moim obecnym mężem dłużej mieszkamy wspólnie niż w ogóle jesteśmy ze sobą. Skomplikowane? Troszkę. I tak naprawdę nigdy nie byliśmy na prawdziwej randce do czasu, aż mój mąż, zamęczany przez ponad 7 lat naszej znajomości, postanowił położyć kres ciągłym pretensjom:).
Może się komuś wydać dziwne, bo nie było żadnych fajerwerków, nie było restauracji, kina, spacerów po plaży o wschodzie słońca, skoków na bungee, lotów balonem i innych rzeczy, których można oczekiwać po najpiękniejszej randce. Byliśmy my - dwoje, kolacja przygotowana przez mojego męża w domu, ulubiona muzyka sącząca się z głośnika i moje ulubione wino, długie rozmowy, do rana jak za dawnych czasów, śmiech i patrzenie sobie w oczy jakbyśmy dopiero co się poznali. Było tańczenie tylko we dwoje i śpiewanie ulubionych refrenów. Żeby było pięknie wcale nie musi być wystawnie i oryginalnie. Żeby było pięknie - potrzebne są dwie osoby, które się mocno kochają, lubią, a przede wszystkim umieją spędzać ze sobą czas. Wówczas każda randka może być tą najpiękniejszą.
Klementyna
Byliśmy w Angli na szkolnej wycieczce, nie znaliśmy się wcześniej, ale magia wysp sprawiła, że coś między nami zaiskrzyło. W jednym z ostatnich dni wycieczki zaproponował mi spacer, pomimo wszelkich zakazów nauczycieli opuściliśmy razem budynek. Był to nasz pierwszy wspólny czas spędzony wyłącznie sam na sam. Spacerowaliśmy po pustych ulicach jednego z brytyjskich miast, doszliśmy do restauracji Mc Donald, była zamknięta, gdyż było bardzo późno, coś koło 2 w nocy. Zaproponował mi żebyśmy poczekali i rano kupi mi kawe albo coś do jedzenia. Nie było żadnej ławki, krzesła, więc usiadł na chodniku przy tylnym wyjściu dla personelu, usiadłam mu na kolanach przytuliłam się i spędziliśmy tak kilka godzin. Była noc, ja marzłam w samej piżamie, ale jego miły oddech sprawiał, że było mi z nim ciepło i dobrze. Niestety wkrótce zaczęło padać i musieliśmy wrócić do ośrodka, wgramoliliśmy się razem na piętrowe łóżko, przytuliliśmy i zasnęliśmy. Był to początek cudownej historii z moejgo życia, której do końca nigdy nie zapomnę ;)
agnieszka
To był czysty przypadek. Akurat wtedy pierwszy raz pojechałam sama w Sudety. Spacerowałam kąpiąc się w majowym słońcu. Do schroniska zostało jeszcze kilka kilometrów. Maszerowałam wolno delektując się czystym powietrzem mimo iż powoli szarzało. Czułam, że nie potrzebuję do pełni szczęścia niczego więcej, dlatego wcale nie ucieszył mnie widok zbliżającego się do mnie turysty.
-Dzień dobry – zagadnął z ujmującym uśmiechem.
-Dobry – odparłam nieuprzejmie.
-Zjesz ze mną? –powiedział przyjacielsko, wyciągając w moją stronę połowę jabłka.
Wzięłam bez słowa.
Każdy przebyty wspólnie kilometr przybliżał nas do siebie o kolejny centymetr.
Okazało się ,że płaczemy na tych samych filmach, tak samo śmieszą nas nowe usta Ibisza i wciągają podobne książki.
Nawet się nie spostrzegliśmy, kiedy zapanował wokół zupełny zmrok.
- Do dokąd teraz? W lewo – spytałam jak córka prowadzona przez wszystkowiedzącego tatusia za rękę.
-Hm, w sumie to nie wiem. Myślałem,że to ty prowadzisz – odparł chichocząc
-A ja polegałam na tobie – powiedziałam wybuchając szczerym śmiechem.
-Nie martw się. Będziemy żywić się poziomkami i pić wodę ze strumienia. Przeżyjemy jakoś – żartował.
Mnie nie było jednak do śmiechu. Wiedziałam, że będziemy musieli spędzić tutaj w lesie razem noc.
I tak też się stało. Rozpaliliśmy ognisko. Zachowaliśmy się jak ryby, które właśnie odzyskały głos.
Mieliśmy sobie tyle do powiedzenia.
Obudziło mnie łaskotanie porannego słońca. Podniosłam głowę.Byłam sama.przykrył mnie swoim swetrem. Roześmiałam się widząc, że schronisko jest jakieś 300 metrów ode mnie.Obok mnie leżała połowa jabłka i kartka na której napisał w pośpiechu.
Do zobaczenia..
Tylko tyle.
Został mi sweter i tyle pytań, których nie zdążyłam zadać. Mimo wszystko bardzo miło wspominam tamten dzień.
Wiele razy jeszcze jeździłam w miejsce. Niestety. Nigdy już go nie spotkałam.
Monika
Z moim chłopakiem jestem już prawie 5 lat. Bardzo często zaskakiwał mnie swoimi pomysłami i żyję z Nim jak w bajce. Przy Nim czuję się jak rozpieszczona księżniczka, bardzo mocno Go kocham. Powoli zbliżają się Walentynki, jak zawsze próbuję go wypytać, co ciekawego szykuje na ten wyjątkowy dzień. Jednak On nie chce mi nic powiedzieć, czym bardzo mnie denerwuje. Jednak czekam z niecierpliwością na ten dzień. 14 lutego rano budzi mnie dzwonek u drzwi. Zbytnio nie chce mi się wstawać, bo jeszcze nie zdaję sobie sprawy, że to dzisiaj czeka na mnie ta niespodzianka. Idę do drzwi, a tam stoi kurier z wielkim bukietem róż. Jestem zaskoczona, znajduję karteczkę, na której jest napisane, że mam się ubrać, wyszykować i podążać za strzałkami, które będą sie znajdować od mojego domu do tajemniczego miejsca. Bardzo szybko jestem gotowa i idę coraz bardziej podniecona tym, co będzie na mnie tam czekać.
Dochodzę do Naszej ulubionej restauracji. Tam czeka na mnie już mój Ukochany i nasi rodzice. Jestem zdziwiona... Siadamy do stołu i kelner zaraz przynosi wyśmienite potrawy. Jemy, śmiejemy się i rozmawiamy. Potem czeka na nas deser i martini. Mój Misiek wstaje, żeby wznieść toast, za Nas, za Naszą Miłość. Wyciąga wielki bukiet kwiatów, klęka i wyjmuje piękny zaręczynowy pierścionek i pada to magiczne słowo: " Kochanie, kocham cię najmocniej na świecie, czy zostaniesz moją żoną". Oczywiście się zgadzam, ze łzami w oczach. Piękna błyskotka szybko się znajduje na moim palcu, a ja rzucam się w ramiona mojemu Ukochanemu. Wszyscy składają Nam gratulacje. Nagle Mateusz zawiązuje mi oczy i wychodzimy z restauracji. Mówi, że musimy się szybko udać w jeszcze jedno miejsce. Hmm, o co mu chodzi, zastanawiam się. Jedziemy samochodem, a potem wchodzimy gdzieś po schodach. Misiek rozwiązuje mi oczy i zdziwiona widzę, że znajdujemy się w samolocie. Gdzie lecimy, nie chce powiedzieć. Po paru godzinach lądujemy. Jesteśmy w Wenecji, mieście zakochanych…
Mój Skarbek mówi, że wynajął dla nas na weekend hotelik w samym centrum tego zaczarowanego miasta. Ponieważ, jest już wieczór udajemy się do Naszego pokoju. Gdy tam wchodzę widzę pełno płatków róż na łóżku. Najpierw idziemy do łazienki, gdzie przy blasku świec czeka na nas już gorąca kąpiel. Potem Mati zanosi mnie do łóżka, pijemy martini, jemy truskawki z bitą śmietaną… zaczynamy się całować i cały mój świat wiruje w rytm prawdziwej rozkoszy… Jest bosko, znajduję się w innym, magicznym świecie… Rano budzi mnie zapach kawy i łaskotanie mojego nagiego ciała różyczką… Z okna widzę piękny widok zatopionego miasteczka.. Ubieramy się i idziemy na spacer. Płyniemy gondolą i już wiemy, że właśnie tutaj chcemy wziąć ślub…
kurka
Spotkaliśmy się w innych snów wymiarze,
Pod lepszym słońcem i pod lepszym niebem.
Gdy rozpoznaliśmy w tłumie swoje twarze
Powiedziałeś-Tak długo czekałem na ciebie.
Wzrok nasz się złączył, cicho szepnęliśmy
Że warto było tęsknić długie lata.
Lecz czym jest parę takich lat na ziemi
Wobec ogromu i potęgi świata?
Może się nasze serca uspokoją,
Odrzucą dawne smutne uprzedzenia.
Ty będziesz moim a ja będę twoją,
Pełni nadziei i swego spełnienia.
agniecha
To było lato tego roku .. wyjątkowo ciepła i gwieździsta noc. Mój obecny chłopak przyjechał po mnie wieczorkiem z symbolicznym polnym kwiatem. Mieliśmy jechać po mało oryginalną pizzę ze jedziemy na pizzę. W połowie drogi zorientowałam się, że mijamy drzewa, pola... On nie chciał zdradzić dokąd jedziemy. Dotarliśmy na wzniesienie, z którego był niesamowity widok na miasto i te miliony światełek migających w oddali na moją cześć, gwiazdy na niebie, wielki koc i kosz z jedzeniem wyciągnięte przez niego z bagażnika
Wszystko przygotował sam. Urocze koreczki, kanapki, słodycze... byłam w szoku... kręciło mi się w głowie, w dodatku wszystko bardzo smaczne :) Śmialiśmy się do łez karuzelując się z gwiazdami przez blisko godzinę. Później leżeliśmy na tym kocu, milcząc o tym samym, wtuleni w siebie w zupełnej ciszy...
Potem braliśmy siebie garściami... równo po pół...pół na pół...
Agata
W swoim życiu miałam sporo niesamowitych randek. Paryż, Wenecja, Kraków nie raz były świadkami moich miłosnych uniesień. Najbardziej utkwiły mi w pamięci dwie i o jednej z nich chcę tutaj napisać. Byliśmy z przyjaciółmi i znajomymi na wakacjach we Włoszech. Mieszkaliśmy prawie na plaży.Tam też spędzaliśmy każdy wieczór a i czasem noc. Właśnie w trakcie takiego nocnego spaceru wydarzyło się coś,co pewnie nigdy się już nie powtórzy. Razem z moim mężem zapragnęliśmy wykąpać się nago.Znaleźliśmy ustronne miejsce i …chlup do wody. Były pocałunki, śmiechy, chlapanie się wodą.
Kiedy już chcieliśmy wyjść okazało się,że na brzegu stoi Artur, nasz wieloletni przyjaciel. Nie była to dla mnie komfortowa sytuacja, bo wiedziałam,że się we mnie podkochuje. Nie chciałam,żeby zobaczył mnie gołą i trochę byłam zaniepokojona. No ale nic, z wody trzeba wyjść, jest dość ciemno, pomyślałam, będzie OK. Na brzegu na mokre ciało założyłam koszulę męża, wzięłam go za rękę i poszliśmy plażą w stronę świateł. Artur szedł z nami. Po początkowej krepującej ciszy zaczęliśmy śmiać się z całej sytuacji i atmosfera rozluźniła się. O dziwo pomiędzy naszą trójką zaczęły przepływać jakieś dziwne, erotyczne fluidy. Artur wziął mnie też za dłoń i tak razem, to szliśmy, to biegliśmy przez tę plażę, gadaliśmy głupoty, patrzyliśmy w gwiazdy, mijaliśmy zakochane pary (był nawet stolik ustawiony w sercu ze świeczek, obok stał kelner i nalewał kochankom szampana).
W pewnym momencie ciemność rozjaśnił blask zachwycających fajerwerków. Onieśmieleni tym widokiem, swoją bliskością i całą sytuacją postanowiliśmy wrócić do hotelu. Po drodze chłopaki na zmianę nieśli mnie na rękach... Rano udawaliśmy, że nic się nie wydarzyło. Musiało sporo czasu minąć, aby moje i Artura relacje wyzbyły się erotycznych podtekstów. Na szczęście udało się i dziś łączą nas typowo przyjacielskie stosunki, ale tę jedyna w swoim rodzaju randkę w mym sercu zachowam na zawsze.
aga
Zmokliśmy trochę..
a potem znów siedzieliśmy w kradzionym samochodzie
Mieliśmy ten sam kierunek co zawsze
na trochę zapomnieć o milczeniu miasta
autostrada kąsała szybkością
parkingi były naszą nocą poślubną
obrączkami stacje benzynowe
a sakramentu udzielała nam noc
krople opowiadały swoje historie
ciągle i ciągle padał deszcz
a gdy posterunki dostały pierwsze informacje
my znów udawaliśmy anioły
ciągle mieliśmy ulgowe bilety
Odtąd zawsze..
podróżujemy między niebem a piekłem
przemek
To było ziemi trzęsienie…
I wpadliśmy na siebie przypadkowo. Zahaczyliśmy kierownicami.
Kraksa.
Coś się wydarzyło.
Między nami zaświeciło słońce.
Troskliwie ją opatrzyłem.
Potem poślubiłem.
To co ciemne stało się tęczą.
Odtąd jeżdziliśmy tylko razem rowerowymi ścieżkami. Chciałbym podarować mojej cudownej żonie ten wyjazd za to, że jest..
Za to ,że mogę się z nią podzielić smutkami, ratami i podwyżkami.
To byłby cudowny prezent symboliczny,
bo we wrześniu minie 5 lat magicznych.
agnieszka
poznałam przemiłego chłopaka...skromy, nieśmiały... wpatrywał się we mnie niebieskimi oczami o wielkich źrenicach....
z biegiem czasu bardzo się zaprzyjaźniliśmy... coraz częściej o sobie myśleliśmy.
ale on był dużo młodszy a ja po przejściach... i jakoś tak nie dopuszczaliśmy do siebie możliwości bycia razem...
aż pewnego razu zaprosił mnie na lodowisko...
Zanim dojechałam był już wieczór, ciemno i gładko a ja miałam niemiłosiernie śliskie buty, wiec on złapał mnie za rękę i nie puszczał bo ciągle się rozjeżdżałam na chodniku...
Szliśmy sami wąską alejką, pod latarniami, które dziwnym trafem za nami gasły...
a z czarnego nieba zaczął prószyć śnieg...
Pierwszy raz od dawna, mimo zimna czułam się cudownie :)
Na lodowisku nieraz wpadaliśmy na siebie, a śnieg romantycznie lądował na zmarzniętych policzkach...
Z głośników leciała jakaś stłumiona muzyka, a my nie widzieliśmy już niczego oprócz siebie....
Później pocałowaliśmy się na pożegnanie, i tak skończyła się nasza niezamierzona randka... WTEDY NAWET NIEBO WYDAWAŁO SIĘ BYĆ TAK NIEDALEKO...
a później przyszły kolejne, bo okazało się ze nasza miłość nie dała się różnicom i problemom...
Do dzisiaj z mężem często wspominamy tamten dzień:)
i kto wie, może znowu wybierzemy sie na lodowisko
Anna
Walentynki w tym roku zaplanowałam z polotem...
Zaskoczyłam go... choć po 13 latach razem to trudne :-)
Za wycieraczką samochodu zostawiłam mu kopertę z propozycją „Zabawimy
się w podchody? Czekam na Ciebie z niecierpliwością. Działaj szybko -
Żona"
A potem wymyśliłam najbardziej oddalone od siebie punkty w naszym
mieście...
"Pierwszą wskazówkę znajdziesz tam, gdzie się poznaliśmy"... czyli w
mieszkaniu mojej mamy na Warszawskiej.
Tam mama wtajemniczona w akcję wręczyła mu kartkę: "Idź tam, gdzie razem
z Praczkami patrzyliśmy w gwiazdy i odszukaj naszą ławeczkę". Tym razem
był to Park Planty...
Tam znalazł kolejną kopertę...
"Gdzie jest najlepsza golonka w naszym mieście??? Jedź po nią, zamów, weź
też piwko! Tam barman da Ci kolejną instrukcję"
To oczywiście bar El-Jot na Starobojarskiej!
Gdy już tam przybył znajomy barman wręczył mu karteczkę: "Na wakacje pod
palmami przyjdzie jeszcze czas - póki co, czekam na Palmowej! Tu też
będzie gorąco! "
Gdy wreszcie dotarł, czekałam na Niego przy pięknie nakrytym stole. W tle
śpiewała nam Sade...
Dowiedział się, że moja mama zajmie się dzieciakami, a my mamy całe
mieszkanie dla siebie!!!
Było super!
Ale co się mój mąż najeździł - to Jego!!!
:-))
P.S. Chciałabym mu jakoś wynagrodzić te moje "fantazje" :-))
Aniela
W _ ymarzona randka: po pierwsze kawa do łóżka
Y _ es! Potem śniadanie, kąpiel i wróżka
M _ ałe przyjemności – czułe objęcia
A _ rtystyczne zdjęcia
R _ azem – śpiewanie miłosnych piosenek
Z _ aliczenie kilku kawiarenek
O _ gólnie dzień bez pośpiechu
N _ o i okazji do grzechu
A _ ch! Na twarzach uśmiech gości
W _ spaniała randka to sposób wyznania miłości
Y _ es! Przychodzą do głowy różne pomysły
Ś _ wietne, pobudzające wszystkie zmysły
N _ a przykład wybranie się na wspólny masaż czekoladowy
I _ dealny dla ciał i dusz odnowy
O ! A potem udanie się do parku linowego
N _o bo miłość ma w sobie coś ekstremalnego
A_ ch! Eleganckie miejsca, miłosna atmosfera
S _ uperrandka. Takie miejsca się wybiera
U_ mówmy się. Nie musi być to coś sztampowego
P_ róbowaliście wymyślić coś oryginalnego?
E _ ch! Rozpalić ognisko!
R _ ankiem zabiera Was chłopak na lotnisko
R_ azem wsiadacie do jakiegoś samolotu
A_ ch! Lecicie i nie planujecie powrotu
N _ iech liczy się tylko druga osoba
D _ oskonała wizja. To mi się podoba
K _ urczę! Wylądować np. w romantycznym Rzymie
A
T _ urcji słonecznej czy tajemniczym Krymie
Y _ es! Poznawać restauracje, nowe smaki miłości
L _ icznych ludzi, mieć z tego wiele radości
K _ osztować szczęścia, dostać wielki bukiet róż
O tak! Dotrzeć z mężczyzną na szczyty górskie, na dna mórz.
Z _ obaczyć tajemnicze miejsca, przeżyć wspaniałe chwile
N _ o i uwiecznić je na zdjęciu, zapamiętać mile
I posłuchać dla siebie stworzonej poezji
M _ miłosna randka to wyraz uczucia i finezji
Lidia
Paryż. Pewnie zastanawia Was, co tu robię... to długa historia. Mówiąc w skrócie, wybrałyśmy się z przyjaciółką na wycieczkę. W planach miałyśmy wieżę Eiffla, Luwr, Łuk Triumfalny i inne miejsca, bez których wizyta w Paryżu nie miałaby sensu. Paryż - najromantyczniejsze miasto, więc nie obeszło się bez wymysłów naszej wybujałej wyobraźni. Wybrałyśmy się na podróż statkiem, który przepływa pod mostem zakochanych.
Przepływając pod mostem, osoby, które siedzą na statku obok siebie, powinny się pocałować. Wtedy przepowiada to miłość na całe życie. Wiedziałyśmy o tych "paryskich zabobonach" i pomyślałyśmy: co nam szkodzi? Celowo usiadłyśmy osobno i wyczekiwałyśmy przystojnego księcia na białym koniu. Niestety nikt taki się nie pojawiał. Pierwsza z gry odpadła przyjaciółka - dosiadła się do niej starsza pani, która raczej nie przypominała przystojnego młodzieńca i nie przygnała na białym koniu. Ja czekałam dalej, ale jak na złość nikt nie chciał się dosiąść.
Kiedy już całkiem zrezygnowałam, usłyszałam głos pewnego mężczyzny, który zapytał czy obok jest wolne. Nie był księciem i nie przyjechał na białym rumaku, ale był niezły. Po chwili odpłynęliśmy od brzegu. Kiedy przepływaliśmy pod mostem stało się coś cudownego. To, co wyobrażałyśmy sobie z przyjaciółką stało się rzeczywistością. Przystojny sąsiad pocałował mnie, a kiedy chciał przeprosić, chociaż tak naprawdę nie miał za co, okazało się, że jest Polakiem. Dalszą część wycieczki spędziliśmy już we trójkę i chyba nie muszę mówić, że z nieznajomym sąsiadem ze statku jesteśmy teraz małżeństwem?
Aga
Często nie zdajemy sobie sprawy, że tuż obok nas jest osoba, dla której jesteśmy całym światem i kiedy ten fakt wychodzi na jaw przeżywamy ogromny szok... w moim wypadku ten szok był podwójny...
Podążając za radą dobrej koleżanki postanowiłam założyć konto na jednym z portali randkowych. Od dawna byłam singielką, dla której przygodne romanse zaczęły robić się nudne, po długich przemyśleniach stwierdziłam :czas zacząć szukać męża. No tak, temat znany ale od czego zacząć ? Z pomocą przyszedł internet i Monika. Zalogowałam się na portalu randkowym, podałam ideał faceta, dodałam kilka zdjęć, pozostało mi czekać aż książę z bajki zjawi się na ekranie mojego laptopa.
Po tygodniu odezwał się Janusz. Nie zamieścił na swoim koncie zdjęcia, pomimo to zaintrygował mnie. Jego poczucie humoru, zainteresowania, stosunek do mnie…Wszystko układało się w moje głowie w idealna całość. Zaplanowaliśmy spotkanie. Ubrana w seksowaną czerwoną sukienkę, uskrzydlona jego komplementami, udałam się na spotkanie. W głowie miałam jego wyobrażenie... Powiedział mi, że będzie czekał z bukietem moich ulubionych tulipanów. No rzeczywiście, były tulipany, ale poza tym ogromny szok. Okazało się ze Janusz nie był mężczyzną, nie był nawet jedna trzecia faceta, którego idealny obraz miałam w głowie. To była Monika. Nigdy przypuszczałam , że mogę się podobać kobiecie, na dodatek przyjaciółce, o której orientacji nie miałam pojęcia.
Monika wyznała , że dla niej to był jedyny sposób pokazania tego co czuje do mnie. Byłam wściekła, nie dlatego, że moja wizja pana z forum randkowego runęła w gruzach ale dlatego, że nie powiedziała mi nic o sobie… Tak długo się znałyśmy… Po lampce wina Monika wyznała, jak jestem dla niej ważna i co do mnie czuje. Komplementy, którymi mnie obsypywała, jej spojrzenia, jak mogłam tego nie zauważyć? Serce waliło mi jak oszalałe, alkohol sprawił, że krew pulsowała w każdej części ciała z zdwojoną siłą. Romantyczna kolacja, świece, muzyka - a po drugiej stronie moja przyjaciółka. Była atrakcyjną kobietą, pełna wdzięku, do tego piekielnie inteligentną ale nadal pozostawała moja koleżanką, kochałam ją w zupełnie inny sposób… Nie potrafiłam poczuć tego co ona, nasze drogi się rozeszły.. Pomimo tego do dziś utrzymujemy ze sobą kontakt, a randka z nią mi pokazał mi, że nawet dziś miłość może mieć wiele postaci i nie zawsze musi kończyć się w łóżku…
Wioleta
"Gdy na zegarze będzie szesnasta,
niech nie dziwi się ma niewiasta,
i szybko wyjrzy za drzwi -
Bądź pewna, że to wszystko Ci się nie śni...
Tajemniczy Nieznajomy"
Taką zagadkową rymowankę znalazłam w kuchni na stole,gdy pewnego poranka zaspana weszłam tam,aby zrobić się śniadanie i napić się kawy.Ciekawe,co ten mój mąż kombinuje, pomyślałam,nie mogąc doczekać się już popołudnia,które zapowiadało się niesamowicie ekscytująco.Przez cały dzień głowiłam się,o co chodzi, cała szczęśliwa, że mam tak pomysłowego męża z talentem pisarskim,aż wybiła godzina wyczekana godzina szesnasta,zgodnie z poleceniem wyjrzałam z drżącym sercem za drzwi i własnym oczom uwierzyć nie mogłam - stał przede mną prawdziwy rycerz w lśniącej zbroi,a jakby tego było mało, kilka metrów dalej stał zaparkowany biały koń, tak moi drodzy, rycerz na białym koniu, jak tu nie wierzyć w bajki:)
Nie mogąc sensownego słowa wydusić z siebie,stałam na progu jak słup, wtedy mój rycerz wziął mnie za rękę i rzekł: Nie pozwólmy królowi czekać na piękną królową,i wgramoliłam się za nim na konia, i pojechaliśmy na pobliską łąkę, gdzie często spaceruję z mężem. Tam czekał na mnie mój Król przy stole z białym obrusem, szampan, truskawki, zsiadłam z konia, rycerz ukłonił się i odjechał. Zostaliśmy we dwoje - ja, upojona szczęściem i zaskoczeniem, rzuciłam się mężowi na szyję,zaczęłam go całować, on szepnął mi do ucha - Powiedziałaś kiedyś, że rycerze na białym koniu nie istnieją, specjalnie dla Ciebie sprowadziłem jednego, abyś nigdy nie wątpiła, że twój mąż zrobi dla Ciebie wszystko i chce być Twoim rycerzem do końca życia, a tak na marginesie, dziś jest 5 rocznica naszej pierwszej randki...
"Masz dobrą pamięć Kochanie, ja też mam coś dobrego dla Ciebie" - zrzuciłam dżinsy i ukazałam się mu w seksownej bieliźnie w czerwonym kolorze (przeczuwałam że to popołudnie będzie gorące) i rzeczywiście było, nie zdążyliśmy wypić szampana, rozlał się gdy On brał mnie na stole, karmiąc truskawkami,zasypując pocałunkami...Nigdy tego nie zapomnę, dzielę się tym z Wami nie tylko po to aby wygrać wyjazd do SPA, ale może natchnę Was do zorganizowania czegoś równie niezwykłego, bo już myślę, jak przebić pomysł mojego męża, będzie trudno, ale czego się nie robi z miłości...;)
Ewa
Jeśli mam być szczera, to mnie się raz w życiu zdarzyła niezapomniana i szalona randka. I wydaje mi się, że ona jest nie do powtórzenia, a tym bardziej nie do zaplanowania. Bo wszystko, co się wówczas wydarzyło wynikło właśnie z tego, że wszystkie plany wzięły w łeb. Plany nie były ani spontaniczne, ani oryginalne. Mieliśmy się spotkać po raz pierwszy w Paryżu (ja tam studiowałam) i dalej miało być obrzydliwie konwencjonalnie i romantycznie.
Na szczęście przez moją głupotę wszystko wzięło w łeb.
Początek - HITCHCOCKOWSKIE trzęsienie ziemi. Spotkanie przewidziano w Paryżu w długi majowy weekend. To było jakieś 10 lat temu, tanich linii samolotowych nie było nawet w planach, a ja poszłam zarezerwować bilet na autobus trochę za późno. Romantyczny tydzień diabli wzięli. Romantyczny weekend też. Został nam właściwie jeden dzień. Ale, pytam, skąd ja miałam wiedzieć, że dłuuuuuuuuuuuuugi wielkanocno (ja właśnie Wielkanoc spędzałam w Polsce) - majowy weekend połowa Polaków będzie chciała spędzić w Paryżu? I to jadąc tam autobusem. Gdzie ten Hitchcock, spytacie. Ano ja miałam gdzie spać i w Polsce i we Francji. Natomiast mój randkowicz miał spać u mnie. Ale mnie nie było. A on nie mówił po francusku...
Trudno stwierdzić, żeby ta znajomość zaczęła się optymistycznie.
Część nr dwa - FILM DROGI. Jadę do tego Paryża i jadę i jadę...
Część nr trzy - THILLER SENSACYJNY. Jak go znaleźć. Przeszkody są raczej w klimatach FILMU NOIR. Ja nie wiem jak on wygląda (cholerne gadu - gadu, wtedy nie można było nawet przesłać zdjęcia). Nie mamy komórek. A ostatnia informacja brzmi - będę czekał pod Łukiem Triumfalnym (i tu nam się robi - całkowicie przypadkowo - FILM HISTORYCZNY). Po godzinie szukania faceta w skórzanej kurtce - znajduję...
Część nr cztery - element ROMANTYCZNY:
- Kuba?!?!?
- Ola?!?!?!?
Część nr pięć - film PSYCHOLOGICZNO - EGZYSTENCJALNY, wybudowany na pytaniu prawie egzystencjalnym: "Co robimy?". On Paryż zwiedził, bo co miał robić sam przez te 5 dni. Ja Paryż znam. On próbował już kulinarnie wszystkiego (i dlatego tu nie będzie klimatów z NIEGELLI LAVSON), ja jeszcze nie, ale mam na to pół roku. Ostatecznie - i tu już zahaczę o kicz - pojechaliśmy do EuroDISNEYlandu.
Część nr sześć - było bosko, ale na tę karuzelę, która kręci się do tyłu i dodatkowo do góry nogami nigdy już nie wsiądę.
Część siódma - DRAMAT - rozstanie. Pożegnaliśmy się na stacji Charles de Gaulle Etoile. Ja - do akademika, on na samolot. Całusem w czółko. Gdzie miłość? Miłość była daleko, ale kto powiedział, że wszystkie randki powinny kończyć się w łóżku?
Chyba największym sukcesem tej randki jest fakt, że po 10 latach wciąż się znamy i lubimy. Chociaż Kuba do dziś powtarza, że nienawidzi autobusów...
Jaki więc jest mój pomysł na szaloną randkę? Najlepiej trochę się spóźnić potem wszystko pójdzie jak z płatka. Sugerowana stylizacja - dobrze wychodzi filmowa. W wersji NA ŻYWO Polecam.
Katarzyna
Najbardziej niezwykła randka.
Sobota wieczór. Nuda i czekanie na wiadomość od najnowszego obiektu pożądania… Spoglądam co pięć minut na telefon, a w głowie pojawia się myśl: „dziewczyno, ogarnij się, nie ściągniesz go myślami!”
Zaczynam czytać książkę, na którą wcześniej nie miałam czasu… Fabuła niby ciekawa, ale nie aż tak, by pogrążyć się w niej zupełnie, w myślach ciągle pojawia się On- przystojny, interesujący mężczyzna, który ciągle nie jest mój; czasem zachowujący się jak kilkunastoletni chłopczyk, a czasem jak facet z jajami.
Zamykam oczy, by przypomnieć sobie jego twarz... Po chwili mój telefon zaczyna wibrować, spoglądam na niego i widzę „wiadomość od Michała”. Czuję pojawiający się na mojej twarzy rumieniec i uśmiech. Z niecierpliwością czytam smsa: „będę u Ciebie za 30 minut, mam nadzieję, że pomożesz mi w rozwiązywaniu kazusów”. wierzę, że to tylko pretekst, wyobraźnia pracuje, pojawiają się setki scenariuszy, więc szybko wstaję, by przygotować się do spotkania- niezależnie od jego celu, trzeba wyglądać rewelacyjnie. Szybki prysznic, makijaż, wybór stroju. Czarne spodnie i bluzka z przezroczystym dekoltem…
I dzwonek do drzwi- otwieram i widzę bukiet czerwonych róż, który natychmiast przejmuję. Potem wszystko toczy się jak w filmie- namiętne pocałunki, rewelacyjne doznania, doskonała świadomość gdzie dotknąć, by było jak najbardziej przyjemnie… W powietrzu unosząca się fala gorąca, pełne zrozumienie i perfekcja w każdym wspólnych ruchu. Zamykam oczy, by oddać się rozkoszy… Otwieram je, gdy słyszę głośny dźwięk telefonu. Spoglądam na niego… „dzwoni Michał”. Jak to? Jestem sama?
Moja dotychczasowa najbardziej niezwykła randka okazała się snem. :)
JOLA
Moje ślubne szczęście nie uznaje Dnia Kobiet czy Walentynek. Jest człowiekiem "starej daty" i jako taki uważa, że to "Amerykańskie wymysły". Kiedyś była "amerykańska stonka", teraz amerykańskie święta. Jak mnie miło zaskoczył w tym roku 14 lutego. Stanął w drzwiach zawstydzony z rumieńcem pod sumiastym wąsem. Ręce schowane za plecami. Na twarzy uśmiech dwudziestoletniego dziewiczka.
- Jak są te Walentynki - to proszę, te kwiaty są dla ciebie!
Po czym wyciągnął przed siebie ręce z bukietem tulipanów. W tym bukiecie był sprytnie ukryty kartonik z przypiętymi biletami do opery (uwielbiam,a on nie za bardzo)
- Kochana, Ty wiesz, że ja nie za bardzo te święta i w ogóle - zaczął mój małżonek. - Ale zapraszam Ciebie na obiad i do opery.
To było dla mnie największe wyznanie miłości, bo wiem ile kosztowało mojego męża. Mam nadzieję,że replay będzie 8 marca!
Anna
"Mamisiuuu!! Tata zostawił dla Ciebie kwiatki w wazonie iiii list..."
Tymi słowami przywitała mnie moja córeczka po powrocie z pracy, nim tak
naprawdę zdążyłam zamknąć za sobą drzwi. Na stole w salonie stał ogromny, przepiękny bukiet czerwonokrwistych róż. Bilecik.
"Kochanie. Miejsce,w którym uśmiechnęłaś się do mnie po raz pierwszy,będzie dzisiaj dla Ciebie punktem wyjścia. 18:00".
Tyle.
(Skubany, wie, że uwielbiam zagadki, szarady, kryminały, historie
opowiedziane od końca.)
O.K.Skoro tak się bawimy :)
Mała kwiaciarnia, ulica Wilczyńskiego, Olsztyn, 21 stycznia 2003 r. To tam go spotkałam ten szmat czasu temu, gdy wybierałam dla babci kolejną orchideę do jej kolekcji.
"Pachnie Pani żonkilami"- ,to po usłyszeniu tego tekstu moje usta
niechcący się uśmiechnęły.I od niego zaczęła się najpiękniejsza przygoda
mojego życia.
Odpicowana w najnowszą kieckę zjawiam się w kwiaciarni pani Irenki punkt 18:00.
Pełna konspiracja - tajemniczy uśmiech i mały bilecik dołączony do
najbardziej różowej róży w kwiaciarni.
"Przez Ciebie Robaku chcę wyć do Księżyca. A tak w ogóle to chrapiesz".
No chyba sobie ze mnie żarty stroi!
Pierwsza nasza wspólna noc (prawie w takim znaczeniu jak myślicie) miała
miejsce wczesną wiosną, w okolicach marca, na tarasie babci. Rozmawialiśmy
o naszych marzeniach.
Troszkę mi się przysnęło. Gdy powiedział ten tekst z bileciku, stanęłam na równe nogi."Robaku"??"Chrapiesz"??
Jadę do babci.
Wiem, że jej nie ma, bo mama niechcący się wygadała, że spędza z nią
Walentynki :)
Drzwi otwiera mi wysoki, przystojny brunet w idealnie dopasowanym garniturze,który sama wybierałam.
"Dobry wieczór"
Hmmm...nawet bardzo dobry :)
Bez sztucznej oprawy,błyskotek i wieży Eiffla. Walentynkowe fajerwerki
odpaliły wtedy na starym babcinym tarasie, a tej randki z moim obecnym narzeczonym nie zapomnę do końca życia.
Aleksandra
Moje najwspanialsze walentynki wydarzyły się dość dawno temu, gdy jeszcze byłam na początku drogi z moim chłopakiem a obecnym mężem. Nie wydarzyło się wtedy nic specjalnego, żaden skok na bungee, żadne wyścigi samochodowe, nie była to też kolacja w ekskluzywnej restauracji przy świecach ani seans w kinie. A co? Postanowiliśmy, że nie damy się komercji, a jednak spędzimy ten wieczór razem. Usiedliśmy na dużym placu w naszym mieście pod pomnikiem, mieliśmy widok na panoramę najdłuższej ulicy pełnej barów i restauracji. W kiosku kupiliśmy po hot-dogu i tak siedzieliśmy razem jedząc fast-food, marznąc na zimnym marmurze, a jednocześnie szczęśliwi i ogrzewający się nawzajem. Nic nadzwyczajnego, żadne świętowanie, a mimo to właśnie ten wieczór zapamiętałam najbardziej. Ani kino w późniejszych latach ani kolacja w domu ani seans filmowy z szampanem i płynącą czekoladą nie zapadły mi w pamięć tak, jak tamte Walentynki :)
Agata
Oto moje małe doświadczenie,
które stało się romantycznym uniesieniem.
W dzień naszego zakochania,
ale też w parę się dobrania
przeżyłam coś niesamowitego,
z biegiem czasu zapomnianego.
To uczucie, co było na początku
w moim serca cichym zakątku.
A to wszystko stało się możliwe,
gdy nasze dziecię ćwierkliwe
pod opieką dziadków zostało
i już nas nie kłopotało.
A my w pięknych kreacjach,
nie jak na wakacjach
do kina na seans poszliśmy
i tam, w pustej sali usiedliśmy.
Dla nas przygotowanej specjalnie,
z przekąskami powitalnie,
w fotelach się rozgościliśmy
i w błogości rozpuściliśmy.
Film śmieszny i romantyczny,
rocznicowo tematyczny
bawił nas i wzruszał
i do uśmiechu na twarzy zmuszał.
Następnie za ręce się trzymając,
do karocy z końmi wsiadając
gnaliśmy przed siebie na kolację
i późniejszą rewelację.
Do hotelu z gwiazdkami
i wszystkimi wygódkami.
Tam pokój z widokiem czekał
i płatkami róż urzekał.
Kolacja, deser i wino były wyśmienite
a nasze humory znakomite.
Potem kąpiel przy świec blasku
i wspólna noc do słońca brzasku.
A potem śniadanie razem zjedliśmy
i do domu wyjechaliśmy:)
Alicja
Pamiętam to, jakby to stało się wczoraj. Majowy wieczór, gdzieś koło parku. Niby nie było jeszcze zbyt ciemno, ale przed oczyma miałam mrok, zupełną ciemność. Nie wiedziałam, na co czekam, na kogo, z której strony nadejdzie i czy w ogóle nadejdzie.
To dziwne uczucie. Podniecanie się czymś (kimś?), nawet nie wiedząc kto to jest. Jaki ma kolor oczu, ton głosu i czy wie, jakie pocałunki lubię najbardziej. Ale przecież, nikt nie powiedział, że będziemy się całować...
Ale, od początku. Dwa dni wcześniej, otrzymałam sms-a od nieznanego mi numeru. Był pełen niedomówień, niejasności ale i pewnej ekscytującej tajemnicy. Nieznajomy zapytał, czy podobał mi się koncert, na którym ostatnio byłam. Wiedział, że lubię jazz, że zawsze zamykam oczy kiedy grany jest spokojniejszy utwór. Napisał mi to wszystko, jednak nie dosłownie. Był cały uwikłany w niejasności. Odpisałam mu, zupełnie spokojnie, nie pytając, kim jest i kto podał mu mój numer, chciałam ciągnąć tą tajemniczą znajomość, jak najdłużej. Czułam, jak coś ugniata mi żołądek, to było to, czego było mi trzeba- podniecenie, ekscytacja i całkowite pogwałcenie damsko-męskich konwenansów.
Poprosił, abym nie pytała, o jego personalia. Uważał, że jeszcze przyjdzie na to czas. Nie nalegałam. Pisaliśmy dalej, o tym, co obydwoje nas poruszało, o muzyce, sztuce, winie i seksie.
Pikantne wiadomości zaczęły się na drugi dzień, gdzieś w okolicy pory obiadowej. Nie wiedziałam, czy powinnam... tak otwierać się przed kimś, kto mógłby być dosłownie każdym, mógłby być kierowcą autobusu, kolegą z pracy czy nawet znajomym rodziców. Mimo to, czułam, że to ktoś, godzien mojej uwagi, czasu, i czytania o moich fantazjach.
Umówiliśmy się. Przy wejściu do parku, o 20.
Byłam podekscytowana. Pociły mi się dłonie, nogi zachowywały się tak, jakby były z waty. Czułam wewnętrzne pulsowanie. Miałam zaraz spotkać osobę, która wie o mnie wszystko, zna moje tajemnice. Zastanawiałam się, jak wygląda, kim jest, jak składa dłonie, jak się uśmiecha...
Chciałam go chłonąć, czuć całym ciałem, połykać wzrokiem...
Stałam pod wejściem do parku. Telefon milczał. Myślałam, że zaraz zadzwoni i powie, że to wszystko, to jakiś głupi dowcip, że to mi się śniło, żebym szła do domu...
Ktoś stanął naprzeciw mnie. Ugięły mi się nogi. Nie uśmiechałam się, moja twarz pewnie wyrażała jedynie skrajne podekscytowanie. Myślałam, że zaraz odpłynę, odlecę...
Przywitał się. Zapytał, czy już wiem, kim jest. Tysiące myśli plątało mi się po głowie, wiedziałam, że znam tego człowieka, ale nie miałam pojęcia skąd.
Mówił dalej. Pytał, czy nie bałam się przyjść, czy nie dziwiły mnie jego wiadomości... im dłużej mówił, tym jaśniejsza wydawała się dla mnie sytuacja. Mimo to, nie mogłam uwierzyć, nie wiedziałam jak to możliwe, że jego głos wydaje mi się znajomy z anteny mojego ulubionego radia.
Wszystko nagle stało się jasne. Był to redaktor z lokalnej rozgłośni, prowadził moją ulubioną audycję. Pisaliśmy maile, wymienialiśmy się opiniami o muzyce, o koncertach... czasami zdarzało nam się zagalopować i pisać zbyt wiele o swoich osobistych przeżyciach.
Przyznaję, jego głos, zawsze mnie podniecał. Uwielbiałam jak opowiadał o muzyce, zawsze w poniedziałkowe wieczory. Pieścił moje zmysły najlepszymi dźwiękami. Ubóstwiałam tę audycję. Często wyobrażałam sobie, jak on wygląda, jakie ma oczy, jak pachnie... dziś, stał na wyciągnięcie ręki, mogłam go dotknąć, obserwować jego ruchy... ale nadal nie wiedziałam, dlaczego?
Powiedział mi, że interesował się mną już od dawna, bywał na tych samych koncertach, obserwował mnie. Mój numer wziął z radia, często brałam udział w konkursach smsowych, więc był w bazie.
Nie mogłam przestać na niego patrzeć, słuchać jego głosu. Czułam się jak w jakiejś dziwnej bajce. Złapał mnie za rękę, nigdy nie czułam się tak dobrze. Byliśmy bratnimi duszami, odczuwaliśmy podobnie, postrzegaliśmy świat w podobnych barwach...
Szliśmy przez park. Było już ciemno. Co jakiś czas mijała nas wesoła młodzież i zakochane pary. Wyglądaliśmy dokładnie jak oni. Zakochani, jakbyśmy znali się już od dawna.
Pocałował mnie. Właśnie tak, dokładnie tak, jak wyobrażałam sobie, że całuje. Jego usta nieśmiało muskały moje. Język subtelnie ślizgał się po moich wargach. Czułam narastającą temperaturę, miałam ochotę po prostu zatracić się w tych emocjach i zapomnieć o całym świecie.
Późnym wieczorem, wylądowaliśmy w knajpie. Usiedliśmy na dużej kanapie, gdzieś w kącie. Z dala od ludzi. Światło było lekko przygaszone. Muzyka dawała nam idealne tło do romantycznych uniesień. Zamówiliśmy butelkę wytrawnego wina, zaczęliśmy przytulać się, namiętnie, tak jak przytulają się prawdziwi kochankowie. Dotykaliśmy się, po całym ciele, obdarowywaliśmy się pocałunkami, prawie w ogóle nie rozmawialiśmy. Nie znaliśmy się, a czuliśmy, że łączy nas tak wiele. Cieszyliśmy się każdym centymetrem siebie. Całowaliśmy czubki palców, zatapialiśmy dłonie we włosach...
Do niczego więcej nie doszło. Ograniczaliśmy się do dotyku, podniecała nasz nasza cielesność, ale nie potrafiliśmy zniknąć w toalecie, by to ukoronować wspaniałym seksem. Chcieliśmy zostawić sobie coś na później, na deser.
Około trzeciej nad ranem, weseli, zauroczeni i upojeni winem, zamówiliśmy taksówki. Dwie, różne, każda jechała w inną stronę.
Na dobranoc, napisał: „jesteś esencją sensualności, chciałbym móc czuć to codziennie, co wieczór”.
Następnego dnia, słuchając jego audycji, nie mogłam uwierzyć, że zeszłej nocy obejmowaliśmy się na loży w klubie. Nie mogłam uwierzyć, że głos zamienił się w najprawdziwszą namiętność i pożądanie.
Katarzyna
Kiedy randka jest sportowa
Szał dla zmysłów, plus dla zdrowia
Wdech i wydech gwizdek w ruch
Oto sport dla osób dwóch
Najpierw przysiad raz i dwa
Potem truchcik sobie trwa
Skoki w bok? Nie! Skoki w dal.
Gdzieś już widać nasz medal
Kinowy maraton
Spacerowy w parku biathlon
I zapasy w restauracji
Kto nie wierzy, nie ma racji!
Bo sportowy w sercach duch
To najlepsze randez vous!
agnieszka
Najpierw pójdziemy trochę potańczyć...
Gdzie tylko zechcesz! Co za różnica?
Może być disco, klub, albo dansing...
Byleby trochę w tłoku pokicać.
Nie lubisz tańczyć? No to nie szkodzi!
Ja szczerze mówiąc też nie specjalnie.
A może nocny spacer po Łodzi?
Może być spacer? Widzisz jak fajnie!
Potem pójdziemy do ciebie prosto...
Do mnie też można ... przecież nie ryczę!
Wiem gdzie jest sklepik z obsługą nocną...
Och, zapomniałeś? Ja ci pożyczę.
Mam sporo nagrań - coś wybierzemy
Pink Floyd, Marillion, Cohen, Bukartyk...
Britney? Uwielbiam! Bardziej niż Przemyk.
Z tym Bukartykiem to były żarty
Potem weźmiemy kieliszki z winem...
Wolisz gorzałkę? I ja też wolę.
Oj, zbałamucić umiesz dziewczynę.
Jesteś cudowny mój ty sokole.
Potem mnie weźmiesz w swoje ramiona
I odlecimy w miłosnym szale.
To będzie odlot, że niech ja skonam!
Kogo obchodzi co będzie dalej?
Małgorzata
To było niezapomniane przeżycie, kiedy mój obecny mąż, a ówczesny chłopak zaprosił mnie na randkę w nietypowe miejsce. A było to tak:
Był rok 2007, piaty rok studiów w Krakowie, ciepły majowy wieczór. Umówiliśmy się na Rynku Głównym w Krakowie. Na przywitanie dostałam od niego czerwoną różę i romantycznego buziaka. Nie wiedziałam, gdzie spędzimy wieczór. Widziałam, że Piotr miał przy sobie spakowany plecak. Udaliśmy się w stronę Wawelu, a następnie na deptak przy Wiśle, gdzie zatrzymaliśmy się. Piotr wyciągnął z plecaka koc, poduszkę, winko, kieliszki do wina i przekąski. Rozłożyliśmy się na zielonej trawce w ustronnym cichym miejscu, z dala od tłumu ludzi. Z telefonu przygrywały nam romantyczne ballady, a my przy lampce wina rozmawialiśmy i delektowaliśmy się zachodem Słońca na zakolu Wisły.
Wtedy pomyślałam sobie „dla Ciebie bije serce moje, o Tobie marzy, o Tobie śni, chcę byśmy byli zawsze we Dwoje, bo wiem że Kocham Cię”. Czas upływał bardzo szybko. Nie obyło się bez pocałunków i romantycznego prezentu jakim był srebrny łańcuszek z serduszkiem, który w sposób delikatny Piotr zawiesił mi na szyi. Dopiero wówczas uświadomiłam sobie, że ten chłopak naprawdę mnie kocha. A miłość ta trwa do dzisiaj już jako małżeństwo. Spędziłam niezapomniany wieczór, a teraz jak o tym myślę zastanawiam się co by było gdyby nam straż miejska wlepiła mandat za picie alkoholu w miejscu publicznym. Na szczęście nas nie spotkali
A tą romantyczną randkę zakończę wierszykiem „Serce serce pokochało, serce sercu serce dało, serce serce prosi, niech serce je w sercu nosi”
Anita
Rozgrzany parkiet jednego z mniej znanych klubów Hawany. Nie pasuję tu z moją kredowobiałą skórą, jednak tańcem dorównuję Kubankom. Przyszłam sama, ale tutaj każdy tańczy z każdym, liczy się zabawa. Moja podróż niedługo się kończy, jak mogłabym nie zasmakować prawdziwej cubany, mambo? Tańczę z tłumem, poruszam się między rozgrzanymi ciałami. Co jakiś czas przyłączam się do konkretnego mężczyzny lub on do mnie. Nagle zaczynam tańczyć z naprawdę idealnym facetem, świetnie nam idzie, czuję, że to jest to. Tańczymy razem przez prawie godzinę, ani na chwilę nie schodząc z parkietu. Nie wiem, jak się nazywa, gdzie mieszka, nasz taniec mi - i jemu - wystarcza.
Około 1 w przerwie między piosenkami granymi przez zespół ze świetnym damskim wokalem, zbliżam usta do jego ucha i mówię, że muszę już iść. Mężczyzna z żarem w oczach uśmiecha się tajemniczo i nagle podnosi mnie na jednym ramieniu i wynosi z tłumu. Klub jest niemalże na plaży, niesie mnie w wodę, dobiega jeszcze przyciszona muzyka, stawia mnie tak, że jestem do połowy zanurzona. Zaczynamy się kołysać w rytm muzyki. Daję się porwać atmosferze tej gorącej nocy i całuję nieznajomego, zapominam o hotelu, o jutrzejszej zaplanowanej porannej wycieczce, ostatniej przed popołudniowym wyjazdem... Potem biegniemy pustymi ulicami, tylko z klubów dobiega muzyka i ludzkie głosy. Nie pytam go o nic, wolę zapamiętać go jako nieznajomego, to dodaje specyficznego dreszczyku. Odprowadza mnie do hotelu, upojona alkoholem i szczęściem prowadzę go do pokoju, jednak przed moimi drzwiami przystaje, całuje w rękę i mówi:
- Kiedy znowu się spotkamy... Wyczekiwanie ulepsza miłość, piękna.
- Jutro wyjeżdżam, wrócę dopiero za rok...
- Poczekam. Ty też poczekasz. - całuje mnie w policzek, w usta. Nie znamy swoim imion, ale za rok zatrzymam się w tym samym hotelu. A jeśli wierzyć w przeznaczenie...
Marta
Moja randka najpiękniejsza
niczym diament najcenniejsza.
Miała miejsce dawno temu,
gdy wyznałam miłość Jemu.
Zima była, zawierucha,
ja szeptałam mu do ucha.
O uczuciach tak gorących
i łąkach chabrami pachnących.
On na mróz i wiatr nie zważał,
tylko ze szczęścia się tarzał.
Bo kto widział takie dziwo,
by kobieta piła piwo
z ujawnianiem swych intencji,
domaganiem się atencji?
Jednak warto ryzykować,
w tę niepewność się pakować.
Bo faceci są nieśmiali,
gdy się grunt pod nimi pali.
Wzięłam sprawy w swoje ręce
i poddałam się udręce.
Ciągałam go po parku,
aż poczułam ból w lewym barku.
Więc zebrałam się już w sobie,
nie zastanawiając się, co robię.
Kocham Cię mój Miły – rzekłam
i czym prędzej stąd uciekłam.
Lecz dogonił mnie Wybranek,
no i zastał nas już ranek.
Nierozłączni od tej pory.
Zdrowy ktoś, czy też chory.
Ryzykowne randki polecam
i odwagę wciąż zalecam.
Czasem trzeba wszcząć działanie,
aby zdobyć swe Kochanie.
Elżbieta
W ten najpiękniejszy z pięknych dni, kiedy nieśmiało wschodzi słońce,
Ty delikatnie budzisz mnie, już czuję usta Twe gorące.
A filiżanka kawy drży, będąc miłości niemym świadkiem,
Kiedy ją piję, czuję że muska me usta niczym płatkiem.
Na talerzyku bilet lśni, złoconym drukiem zapisany,
I klucz do tajemniczych drzwi. Ty wiesz, do których, mój Kochany...
Więc ubieramy szybko się, i wychodzimy wpół objęci,
Wyraźnie magię wokół czuć, płyniemy w magii tej zaklęci.
Bilet prowadzi do tych wrót, co zawsze mnie intrygowały,
Bramę otwiera Anioł Stróż, niezwykły w blasku swojej chwały.
Korytarzyków krętych moc prowadzi mnie ku nieznanemu,
Adrenalina pali mnie, Lecz ufam memu Najdroższemu...
Wnet wyrastają dziwne drzwi, na klucz zamknięte przed wścibskimi.
Ja wiem, że zaraz wejdę tam. Zobaczę, co jest tuż za nimi.
Klucz gładko się obraca w drzwiach, i własnym oczom nie dowierzam,
Dziecięcy pokój bielą lśni, zegar cichutko czas odmierza.
Po mych policzkach płyną łzy, szczęście przepełnia moje ciało,
Wiem, że Ty także czujesz to. Chcę, żeby dzisiaj TO się stało.
Wracamy szybko, aby nic tej wzniosłej chwili nie przerwało.
Gdy cud poczęcia iści się, by to opisać - słów jest mało...
ala
Długi czas pisaliśmy do siebie za pomocą Internetu. Nie raz namawiał mnie byśmy spotkali się w realu. Ja jednak nie miałam odwagi. Wydawało mi się, że to co mówi może być nie szczere, bo w końcu w sieci możemy być każdym. Ja mogę być długonogą blondynkom o niebieskich oczach i figurze barbi. On natomiast brunetem o barczystych ramionach z muskulaturą Schwarzeneggera. Zastanawiałam się co będzie jak nie sprostamy własnym oczekiwaniom. A co jeśli nasze wyobrażenia o drugiej osobie są tak bardzo wyidealizowane, że po zetknięciu z rzeczywistością czar pryśnie? Po długich namowach uległam, uznałam, że trzeba zaryzykować niż żyć marzeniami. Spotkaliśmy się w pubie. Podszedł do mnie od tyłu, pierwsze co zobaczyłam to piękna róża, a dopiero potem jego. Ucieszyłam się, wyglądał zdecydowanie lepiej niż na zdjęciach. Pomyślałam sobie plus dla niego. Potem długi rozmawialiśmy siedząc naprzeciwko siebie, a nasze nogi cały czas się dotykały. Wiedziałam, że ma na mnie ochotę, ja jednak nie wiedziałam, co robić, z jednej strony strasznie tego chciałam, ale z drugiej wydawało mi się to za szybko. Byłam zagubiona. Po spotkaniu odprowadził mnie do domu, namiętnie pocałował. Czułam, że rozpływam się w jego ramionach. Ale nie pozwoliłam na nic więcej. Od tego czasu spotykaliśmy się codziennie. Aż po tygodniu, w końcu nie wytrzymałam i zaciągnęłam go do siebie, na noc pełną wrażeń i uniesień.
Trele
Początek jesieni, zielone liście na drzewach zaczynają połyskiwać złotem, słońce lekko grzeje. Razem z moim lubym wybraliśmy się na przejażdżkę terenowym autem po bezdrożach. Cały dzień spędziliśmy w lecie, na polach i łąkach, pokonując górki, pagórki i dołki :) Widziałam masę pięknych widoków, dzikie zwierzęta no i najadłam się trochę adrenaliny. Po tylu niesamowitych wrażeniach byłam niesamowicie przepełniona energią. Mój mężczyzna jeszcze zanim się ściemniło zabrał mnie w jeszcze jedno miejsce, do opuszczonego w lesie jednak zadbanego domku z bali. Domek miał ławę, kominek i pięterko z balkonem. Nazbieraliśmy chrustu w lesie, on rąbał drewno a ja dalej miałam niesamowite wizualne wrażenia, no bo jak się nie zachwycać naturą i silnym mężczyzną z nią walczącym. Jeszcze dobrze nie nazbierał bali drewna na rozpalenie ogniska ja już płonęłam.
Wieczorem w garnuszku nad ogniskiem ugrzaliśmy sobie wino z pomarańczą i cynamonem, i zrobiliśmy sobie mały kolacyjny piknik. Zaczęło robić się na dworze chłodno, natomiast pomiędzy nami coraz bardziej gorąco. Leżeliśmy na drewnianym stole od ławy, przy kominku opatuleni w koce.
Zasnęliśmy dopiero nad ranem ;)
KA
Zaczęło się niewinnie. Poznaliśmy się nad morzem. Teraz każdy mógłby powiedzieć, że było to wakacyjne zauroczenie, a wiadomo, że w raz z końcem wakacji zauroczenie przemija. Jednak ta historia była nieco inna. Na początku to jemu zależało, a ja sobie myślałam, że taki facet to nie dla mnie, nie moja liga. Mężczyzna, za którym oglądają się wszystkie kobiety nie zależnie od wieku i stanu cywilnego, jakoś mnie peszył. A może zwyczajnie bałam się wtedy, że mogłabym zostać zabawką w jego rękach, i że będę tego żałować. Pomimo kilometrów jakie nas dzieliły(szwecja-polska), nasza znajomość cały czas istniała. Potrafiliśmy godzinami rozmawiać przez telefon, smsować, było w tym coś magicznego i coś niespełnionego. Kolejnego roku umówiliśmy się tak by w tym samym czasie spotkać się nad morzem – tym bardziej, że oboje mieliśmy tam rodziny. Tym razem wiedziałam, że jestem gotowa na wszystko, strasznie tego pragnęłam i liczyłam na to, że on też tego pragnie. Miałam nadzieję, że łączą nas te same namiętności, te którym ja nie potrafiłam się już oprzeć. Jak tylko go zobaczyłam czułam, że to będzie weekend, którego nie zapomnę do końca życia.
Nic się nie zmienił, dalej był tak samo przystojny i dobrze zbudowany jak wcześniej. Ja natomiast już się nie bałam, byłam gotowa, a przede wszystkim świadoma swojej kobiecości. Na początku poszliśmy na spacer, żeby pogadać, trzeba było się wygadać, zwłaszcza, że rok czasu się nie widzieliśmy, a ja do małomównych nie należę. Po drodze spotykaliśmy znajomych, w końcu Jarek uznał, że trzeba to zmienić, kazał mi poczekać na niego 30 minut. Ja natomiast grzecznie czekałam, zastanawiając się nad tym co tym razem kombinuje. Po 30 minutach wrócił i pojechaliśmy. Pojechaliśmy na plażę, na której rzadko pojawiają się ludzie, ponieważ jest z dala od zamieszkałych miejscowości. Na początku siedzieliśmy rozmawialiśmy popijając do tego wino. Stopniowo nasze ciała zaczęły się do siebie zbliżać. Na samą myśl o jego ramionach, o jego dotyku na moim ciele przechodził mnie dreszcze. Uznałam, że tym razem to ja muszę wziąć sprawy w swoje ręce i przejąć inicjatywę. Długo nie myśląc zaczęłam się powoli rozbierać-widziałam jego spojrzenie pełne ochoty i namiętności. Z każdym krokiem zbliżającym mnie do morza, zostawiałam za sobą część bielizny. Po czym kompletnie naga wskoczyłam do morza.Długo nie musiałam czekać na odpowiedz Jarka. Nasze ciała kompletnie nagie dotykały się pod wodą, a jego delikatne usta muskały moje, co strasznie pobudzało moją wyobraźnie. Chciałam go więcej i więcej. Wiedziałam, że ta noc będzie pełna uniesień, w końcu musieliśmy się sobą nacieszyć. Każdy jego dotyk moich piersi, ssanie sutków, kąsanie w szyję, powodował, że całe moje ciało wrzało, a ja nie byłam wstanie pohamować emocji, pragnęłam by cały czas był we mnie, by jak najdokładniej penetrował moje ciało – Ta noc i ta plaża należała wtedy do nas i nikt nie był wstanie tego zmienić. Trenowaliśmy na niej Kamasutrę, za każdym razem było cudownie a moje ciało chciało więcej....
Julia
To był słoneczny dzień, gorące powietrze przyjemnie rozrzedzał lekki wiatr pozwalając cieszyć się latem w mieście. Spotkaliśmy się na przystanku tramwajowym, wczesnym popołudniem. Umówiliśmy się tego samego dnia, spontanicznie. Byliśmy bardzo zawstydzeni przeżywanym razem szczęściem, jak najszybciej chcieliśmy zniknąć z oczu całemu światu, niewiele mówiąc między sobą poszliśmy daleko od zabudowań, na bardzo długi na spacer. Oboje byliśmy w związkach od lat i oboje dojrzale kochaliśmy swoich partnerów i na pewno żadne z nas nikogo nie chciało zdradzać. Stało się jednak coś, co nas popchnęło ku sobie. Kilka spotkań, rozmów i wpadliśmy po uszy w zakochanie. Na spacerze szliśmy gęsiego, na przemian. Wzajemnie zjadaliśmy się wzrokiem, jak ognia unikając spotkań oczu, dużo rozmawialiśmy, jedyny kontakt naszych ciał dział się, gdy osłanialiśmy się wzajemnie przed gałązkami niesfornych krzaków i komarami. Poszliśmy w takie miejsce, przy rzece, gdzie można długo chadzać wydeptanymi ścieżkami, zmieniać kierunki i omijać cel. I tak też robiliśmy. Dlatego dopiero późno w nocy wróciliśmy na przystanek i usiedliśmy obok siebie. Pojawił się kwiat zerwany z trawnika tuż obok. Siedzieliśmy do świtu, z czasem pozwalając sobie coraz bardziej na delikatne przytulenie. Ten dotyk, ledwie wyczuwalny przeszywał nas falą wszystkich uczuć, jakbyśmy właśnie spędzali życie razem, przeżywali je w przyspieszonym tempie. Pierwsze tramwaje wyrwały nas z tego transu. Pojechałam. Nie spotkaliśmy się już tak więcej. Znajomi nie rozumieli czemu zrywamy kontakt. Wtedy musiało tak być, dziś sama nie wiem. Była to najbardziej intensywna emocjonalna i romantyczna relacja z drugim człowiekiem jakiej doświadczyłam do tej pory. Cieleśnie nie wydarzyło się nic, ale duchowo i zmysłowo... wirował cały świat.
MA
Moja najbardziej niezwykła randka trwała cały weekend. W trakcie tego weekendu mężczyzna, który mnie na nią zaprosił zadbał o każdy szczegół jak również i o to by spełnić moje marzenie.
Latami spotykałam się z mężczyznami, którym opowiadałam o moich marzeniach, nawet w trakcie dłużej trwających związków żaden nie pokusił się o ich realizację. Wiele razy wspominałam, o tym, że marzy mi się wyjście do teatru, że chciałabym chodź na chwile poczuć się jak księżniczka i zamieszkać w prawdziwym pałacu, o tym ze kiedyś jeździłam konno i marzy mi się by znów poczuć wiatr we włosach.
Weekend zaczął się już w czwartek, gdy wieczorem znienacka zostałam zaproszona do teatru. Byłam pod wielkim wrażeniem, ale nie był to koniec niespodzianek. Na kolacji dowiedziałam się ze jutro wyjeżdżamy na weekend. Miejsce podróży było owiane tajemnicą jednak sprytnie wyciągnęłam z niego gdzie się udajemy. Gdy odwiedziłam stronę internetowa miejsca docelowego omal nie wybuchnę łam z radości. Na następny dzień pakując się zauważyłam ze w skład mojej blizny wchodzą same aseksualne figi i niezbyt ponętne staniki, a piżamka wygląda jak dres z lat 90tych. Pobiegałam do sklepu kupiłam pełno seksownej bielizny i wyzywająca jednak elegancką koszulę nocną.
Podjechał po mnie i wyruszyliśmy w kierunku mojego pałacu z marzeń. Chwilę po przyjeździe okazało się, że mamy ustaloną już jazdę konną, kolana miałam jak z waty, gdy o tym usłyszałam, a serce skradzione. On sam jeździć nie umiał jednak postanowił podjąć starania by się nauczyć, stwierdził ze zrobi to dla mnie byśmy mogli kiedyś razem wyjechać w teren.
Wieczorem otworzyliśmy parę butelek mojego ulubionego wina, rozmawialiśmy śmialiśmy się i żartowaliśmy. Oczywiście nie było tez mowy o śnie. Tej nocy nikt w pałacu zapewne nie zmrużył oka.
Na następny dzień w jadalni przy ogromnym stole czekało na nas śniadanie podawane przez kucharkę. Srebrne tacki, pokrywy na danie jak na filmach, jedzenia tyle ze Moza by było całą wycieczkę szkolną nakarmić a to dopiero śniadanie. Śniadanie poszliśmy strawić powrotem w łóżku.
Po południu wybraliśmy się do pobliskiego miasteczka, zakupiliśmy pełno rarytasów na wieczór oraz różne śmieszne gadżety, takie jak np. tatuaże na wodę. Wróciliśmy znów jeździliśmy konno, tak, tak na koniach. Nastał wieczór i wieczorne igraszki, robiliśmy sobie erotyczne zdjęcia, piliśmy wino karmiliśmy się naszymi rarytasami. Biegaliśmy nago po pustym piętrze pałacyku.
Nigdy nie zapomnę tej randki i nie sądzę by ktoś, kiedyś ją przebił.
Aneta
spełniając długo skrywane fantazje, bieg ku gwiazdzistemu niebu, niedoczekanie,świergot ptaków gdzieś w oddali, długa droga
mysli wypelnione nie pozwalają funkcjonować nie może skupić się na drodze
dziwny bieg zdarzeń. spontaniczność której nie czuła od tak dawna
przebyte kilometry tylko w jednym celu by każdą chwile spożytkować jak najlepiej. zjednoczenie z naturą. dzikie żądze te spojrzenia gdzies ukradkiem pobudzające wyobraźnię przeciez wszystko jest takie pospolite
las, samochód, szybki sex a jednak ma to w sobie jakąś magię
nie do końca to rozumie co w tym takiego ekscytującego niewygody, komary, podgladacze? adrenalina?
a jednak podniecenie wypełniło cała przestrzeń, przyspieszone oddechy
ciała splecione w jedno pręzą się z każdym ruchem.
słońce zachodzące nad drzewami. pierwszy dzień lata. oni nadzy rozkoszują się swoją bliskością, nie myśląc o jutrze, ciesząc się daną chwilą, nie patrząc wstecz.
błogie rozanielenie wypełnia całą duszę.